Z dziennika magistrantki 2

Przez tydzień pracy stworzyłam 14 stron tekstu. Chyba jest nieźle. Jutro zaczynam batalię od nowa, choć na chwilę obecną wątpię, abym za tydzień miała 28 stron (A jeśli??? To jakąś nagrodę muszę przewidzieć w budżecie)

Zawsze zastanawiałam jak to będzie, kiedy w końcu będę pisać. Wydawało mi się to takie nieosiągalne: że jak to, że ja? że napisać coś takiego, ja??? nigdy. A teraz jestem w toku, przetwarzam, piszę i tworzę.

Do codziennych wspomagaczy dołączyłam kolejne EPMD (Out Of Business), Gangstarra i fenomenalne M.O.P. I jeszcze Sahleb - w skrócie jest to gęsty, słodki napój arabski ze sproszkowanego storczyka. Ciekawie się prezentuje w opisie z Wikipedii: Salep - napój, przyrządzany ze sproszkowanych bulw storczyka męskiego[...]. Nazwa pochodzi od arabskiego określenia ḥasyu al-tha`lab, oznaczającego lisie jądra - od charakterystycznego kształtu bulw storczyka.

Czyli jeszcze raz: w skrócie piję napój z arabskich lisich jąder. Niceeee *__^



Wczoraj w trakcie spaceru znalazłam delfina. Po prostu musiałam go przygarnąć, bo leżał taki smutny, poplamiony i porozrywany na chodniku (moja teoria: krąży legenda o rekinie z Wełtawy, i to pewnie TEN rekin go tak okrutnie pokiereszował). Tony - mój dobry kolega rodem z Kiwilandu - sprawnie pozszywał delfina, tak że ten nabrał cech frankensteionowskich, ale grunt, że znalazł dom.



Będąc przy temacie ryb (delfin jest ssakiem, co nie zmienia faktu, że zewnętrznie jest rybopodobny), hybrydy poniżej przyjechały ze mną z Portugalii i natrafiam na nie za każdym razem, gdy otwieram drzwi do pokoju. W sumie co się dziwić, skoro wiszą na drzwiach.

Comments

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat