Hitchhike May! *11*
11. Avtostop
Historia, którą nazywam "München i Wielbłądy".
Stopujemy pod Monachium, a w zasadzie zgodnie z zasadami zachodnioeuropejskiego stylu autostopowego przedzieramy się z jednego punktu parkingu na drugi pytając się kierowców TIRów o podwiezienie (Brr! Nienawidzę tego sposobu...). W ramach rachunku prawdopodobieństwa zaczynamy od wypytania się wszystkich kierowców na polskich tablicach rejestracyjnych. Najpierw słyszymy 'Nie, nie i nie', a potem znacznie milsze słowo zaczynające się na T jak Tak.
Starszy kierowca, tysiące setek milionów i tysięcy kilometrów przejechanych – on by nie wziął na stopa?! No ba! Ledwo ruszyliśmy a z głośników zaczęła się sączyć muzyka poważna. Polski TIRowiec i muzyka poważna?? To połączenie niczym kaczka tańcząca w baletkach Jezioro Łabędzie. A jednak. Jak fajnie, że ludzie przełamują schematy.
Chwila na telefon do żony:
- No Helenko, będę o 18 w domu, wiozę z sobą dwa Wielbłądy.
(Wielbłądy?? Nie chodziło oczywiście o egzotyczny ładunek z Afryki, ale o nas, dwóch autostopowiczy z gigantycznymi plecako - garbami na plecach. No tak).
Jeden z sympatyczniejszych autostopów, jakie miałam do tej pory. Mimo że było to dobrych kilka lat temu, to nadal pamiętam o tym Panu, o München (w którym jak do tej pory nie byłam, ale przynajmniej zwiedziłam okoliczne stacje benzynowe – lepszy rydz, niż pieczarka, nie?) i Wielbłądach.
Historia, którą nazywam "München i Wielbłądy".
Stopujemy pod Monachium, a w zasadzie zgodnie z zasadami zachodnioeuropejskiego stylu autostopowego przedzieramy się z jednego punktu parkingu na drugi pytając się kierowców TIRów o podwiezienie (Brr! Nienawidzę tego sposobu...). W ramach rachunku prawdopodobieństwa zaczynamy od wypytania się wszystkich kierowców na polskich tablicach rejestracyjnych. Najpierw słyszymy 'Nie, nie i nie', a potem znacznie milsze słowo zaczynające się na T jak Tak.
Starszy kierowca, tysiące setek milionów i tysięcy kilometrów przejechanych – on by nie wziął na stopa?! No ba! Ledwo ruszyliśmy a z głośników zaczęła się sączyć muzyka poważna. Polski TIRowiec i muzyka poważna?? To połączenie niczym kaczka tańcząca w baletkach Jezioro Łabędzie. A jednak. Jak fajnie, że ludzie przełamują schematy.
Chwila na telefon do żony:
- No Helenko, będę o 18 w domu, wiozę z sobą dwa Wielbłądy.
(Wielbłądy?? Nie chodziło oczywiście o egzotyczny ładunek z Afryki, ale o nas, dwóch autostopowiczy z gigantycznymi plecako - garbami na plecach. No tak).
Jeden z sympatyczniejszych autostopów, jakie miałam do tej pory. Mimo że było to dobrych kilka lat temu, to nadal pamiętam o tym Panu, o München (w którym jak do tej pory nie byłam, ale przynajmniej zwiedziłam okoliczne stacje benzynowe – lepszy rydz, niż pieczarka, nie?) i Wielbłądach.
Comments
Post a Comment