Hitchhike May! *15*
15. Аўтаспын
Skończyłam dziś oglądać trylogię Ojciec Chrzestny i zachęcona widokiem spalonej słońcem Italii postanowiłam napisać o codziennych niemal stopach na trasie Cerignola - Pozzo Monaco. O ile Cerignola ma jakieś zabytki, jakiekolwiek tchnienie życia, to Masseria di Pozzo Monaco, jak brzmi oryginalna nazwa, nie ma go wcale (a raczej ma tyle, ile znajdziesz w rozprzestrzeniających się wokół polach pomidorowych, paprykowych, gajów oliwnych i wszelkich innych roślinach uprawnych południowej Italii), z trudnością znajdziesz ją na mapie Googla, nie mówiąc nawet o szczegółowej mapie drogowej.
Tak się złożyło, że w tej dziurze świata spędziliśmy dwa miesiące na tzw. kampanii, z ekipą z kryminału, spod znaku taniego wina (2 euro za 5 l) i z rozrywkami typu porachunki wioskowych mafioso. I przy tych wszystkich uciechach rozwijaliśmy nasze umiejętności stopowe z Pozzo Monaco do Cerignoli i z powrotem (czasem nie było tak kolorowo i pozostawał 7 km marsz w pełnym słońcu, co kończyło się udarem słonecznym, ale to tylko czasem).
Jednym z sąsiadów naszej obskurnej kampanii był zamożny właściciel winnic, który nie wiedzieć czemu wyjątkowo nas polubił. Na tyle, że dość często nas podwoził między obiema miejscowościami (w przypadku Pozzo Monaco słowo 'miejscowość' jest co najmniej nie adekwatne, kilka kampanii na krzyż, pól, owiec - zadupie świata, nic dodać, nic ująć). Zawsze zagadywał, ubogą włoszczyzną odpowiadaliśmy, częstował winogronami, brzoskwiniami a kiedyś podwiózł nas swoją wypasioną furą na podwórko naszej kampanii, co spotkało się z niebywałym wręcz zdziwieniem naszych kampanijnych pijaczków.
Na trasie Masseria di Pozzo Monaco – Cerignola podwozili nas jeszcze inni kierowcy, ale ten był wobec nas wyjątkowo cierpliwy.
P.S. W związku z częstymi kursami na trasie P.M. - C. wymyśliliśmy nawet piosenkę „If you are going to Pozzo Monaco...” na melodię hipisiarskiego szlagieru Scotta McKenzie „If you are going to San Francisco”.
Skończyłam dziś oglądać trylogię Ojciec Chrzestny i zachęcona widokiem spalonej słońcem Italii postanowiłam napisać o codziennych niemal stopach na trasie Cerignola - Pozzo Monaco. O ile Cerignola ma jakieś zabytki, jakiekolwiek tchnienie życia, to Masseria di Pozzo Monaco, jak brzmi oryginalna nazwa, nie ma go wcale (a raczej ma tyle, ile znajdziesz w rozprzestrzeniających się wokół polach pomidorowych, paprykowych, gajów oliwnych i wszelkich innych roślinach uprawnych południowej Italii), z trudnością znajdziesz ją na mapie Googla, nie mówiąc nawet o szczegółowej mapie drogowej.
Tak się złożyło, że w tej dziurze świata spędziliśmy dwa miesiące na tzw. kampanii, z ekipą z kryminału, spod znaku taniego wina (2 euro za 5 l) i z rozrywkami typu porachunki wioskowych mafioso. I przy tych wszystkich uciechach rozwijaliśmy nasze umiejętności stopowe z Pozzo Monaco do Cerignoli i z powrotem (czasem nie było tak kolorowo i pozostawał 7 km marsz w pełnym słońcu, co kończyło się udarem słonecznym, ale to tylko czasem).
Jednym z sąsiadów naszej obskurnej kampanii był zamożny właściciel winnic, który nie wiedzieć czemu wyjątkowo nas polubił. Na tyle, że dość często nas podwoził między obiema miejscowościami (w przypadku Pozzo Monaco słowo 'miejscowość' jest co najmniej nie adekwatne, kilka kampanii na krzyż, pól, owiec - zadupie świata, nic dodać, nic ująć). Zawsze zagadywał, ubogą włoszczyzną odpowiadaliśmy, częstował winogronami, brzoskwiniami a kiedyś podwiózł nas swoją wypasioną furą na podwórko naszej kampanii, co spotkało się z niebywałym wręcz zdziwieniem naszych kampanijnych pijaczków.
Na trasie Masseria di Pozzo Monaco – Cerignola podwozili nas jeszcze inni kierowcy, ale ten był wobec nas wyjątkowo cierpliwy.
P.S. W związku z częstymi kursami na trasie P.M. - C. wymyśliliśmy nawet piosenkę „If you are going to Pozzo Monaco...” na melodię hipisiarskiego szlagieru Scotta McKenzie „If you are going to San Francisco”.

Comments
Post a Comment