Z cyklu "Dziennik magistrantki"

Chyba powinnam założyć dziennik na wzór "Dzienniku maturzystki", tylko pod tytułem "Dziennik magistrantki". Niemiłosiernie wręcz obgryzłam paznokcie i skórki przy nich (na tę wredną nerwicę natręctw nie podziałał nawet lakier przeciw obgryzaniu paznokci. Z przykrością muszę poinformować producenta, że do tego obrzydłego, chemicznego smaku można się przyzwyczaić już po kilku dniach).

Jedną z metod pisania jest otoczenie się aurą wspomagającą pisanie. Na mnie przyznam działa hip hop. Od wczoraj stukam w klawiaturę w rytmach pierwszego albumu Foxy Brown, dalej EPMD "Back in Business", wczesnego Jay Z, TLC, Gangstarr i oczywiście Dj Wich i Grammatik.

Cały dzień minął mi na gapieniu się w komputer na zmianę z wzdychaniem do widoku z okna. A tam słonecznie, błękitnie i ciepło. Po spędzeniu całego dnia w mojej "jaskini" osiągnęłam stan zamroczenia mózgu. Idę na spacer na Vinohrady i Žižkov, a potem na totalne odprężenie wrzucę Ojca Chrzestnego 3. Masterpiece.

W tym miejscu chciałabym napisać, że moja skrzynka e-mailowa jest nieczynna do odwołania, na wszystkie e-maile odpiszę dopiero po napisaniu MGiRa. Jeśli ktoś poczuł się tym dotknięty - sorry.

Idę się dotlenić.

Comments

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat