Hitchhike May! *1*2*
Pomyślałam by zorganizować małą akcję promującą autostop jako sposób podróżowania [A tak naprawdę potrzebuję codziennej, wesołej rutyny, która oderwie mnie od pisania mgr].
Począwszy od 1 maja będę publikować krótkie historyjki autostopowe, do których czasem wracam w pamięci i które nieustale utwierdzają mnie w przekonaniu, że autostop jest najlepszym sposobem nie tylko na poruszanie się po danym kraju, ale i odkrywanie go.
Dziś mamy 2 maja, więc z rozpędu dwie historie. Każda zaczyna się hasłem-kluczem w innym języku.
A więc... jdeme do toho...

1. Hitchhike.
Historia z cyklu "autostop miejski". Tego dnia miałam iść do pracy 10 minut wcześniej. Ale w natłoku obrządków i nawyków namiotowych (mieszkanie nielegalnie 3 m-ce pod namiotem na wyspie w Anglii to opowiadanie na inną okazję. Zresztą, kto spróbował 'Hundingdon camp' kilka razy pod rząd, ten wie jak to jest) zupełnie o tym zapomniałam. Relaksowałam się na karimacie słuchając discmana i spoglądając leniwie na komórkę odliczałam minuty do wyjścia. 17.38, 17.39, 17.40, 40!? Przecież dziś zaczynam o 17.50! SIC! Wybiegłam z namiotu jak poparzona, biegłam, przystawałam, gdy zabrakło tchu i w którymś momencie zobaczyłam czerwone światło. Przed światłem posłusznie zatrzymało się kilka aut. Nie wiem, co wtedy pomyślałam, ale zapukałam w szybę jednego z aut. O dziwo przestraszony kierowca otworzył i naprędce wyjaśniłam, że jestem spóźniona do pracy i czy nie mógłby mnie dosłownie ułamek drogi podwieźć. Koleś, totalnie zaskoczony zresztą, przytaknął i wsiadłam. Po drodze chaotycznie wyjaśniałam okoliczności, dziękowałam i starałam się złapać oddech. Niecała minuta drogi i thankś for a ride! Zdążyłam. Uff.
2. Petveturado.
Północne Włochy i tzw. nocny autostop. Nie, żebym go nie lubiła, ale zawsze jest jakiś szczególny. Często po prostu zasypiam w aucie. Kierowcy też jakby są inni, bardziej zapadają w pamięć. Tak było z Mario Brosem. Łapiemy na bramkach, 1 w nocy, spać się chce niemiłosiernie. Beznadzieja. I nagle zatrzymał się. Pokaźny TIR na austriackich blachach. Pakujemy się do środka i zaraz. Znajomy wąs, czarne loki, korpulentna budowa ciała. Skąd znam tego typa? Jak skąd, z gry. Super Mario Bros wypisz wymaluj. Super Mario Bros nie tylko nas zgarnął z włoskiej autostrady, ale zaoferował strawę, picie, zasypywał żartami i śmiał się jak w grze. I tylko kolorowych grzybów zabrakło.
Począwszy od 1 maja będę publikować krótkie historyjki autostopowe, do których czasem wracam w pamięci i które nieustale utwierdzają mnie w przekonaniu, że autostop jest najlepszym sposobem nie tylko na poruszanie się po danym kraju, ale i odkrywanie go.
Dziś mamy 2 maja, więc z rozpędu dwie historie. Każda zaczyna się hasłem-kluczem
A więc... jdeme do toho...

1. Hitchhike.
Historia z cyklu "autostop miejski". Tego dnia miałam iść do pracy 10 minut wcześniej. Ale w natłoku obrządków i nawyków namiotowych (mieszkanie nielegalnie 3 m-ce pod namiotem na wyspie w Anglii to opowiadanie na inną okazję. Zresztą, kto spróbował 'Hundingdon camp' kilka razy pod rząd, ten wie jak to jest) zupełnie o tym zapomniałam. Relaksowałam się na karimacie słuchając discmana i spoglądając leniwie na komórkę odliczałam minuty do wyjścia. 17.38, 17.39, 17.40, 40!? Przecież dziś zaczynam o 17.50! SIC! Wybiegłam z namiotu jak poparzona, biegłam, przystawałam, gdy zabrakło tchu i w którymś momencie zobaczyłam czerwone światło. Przed światłem posłusznie zatrzymało się kilka aut. Nie wiem, co wtedy pomyślałam, ale zapukałam w szybę jednego z aut. O dziwo przestraszony kierowca otworzył i naprędce wyjaśniłam, że jestem spóźniona do pracy i czy nie mógłby mnie dosłownie ułamek drogi podwieźć. Koleś, totalnie zaskoczony zresztą, przytaknął i wsiadłam. Po drodze chaotycznie wyjaśniałam okoliczności, dziękowałam i starałam się złapać oddech. Niecała minuta drogi i thankś for a ride! Zdążyłam. Uff.
2. Petveturado.
Północne Włochy i tzw. nocny autostop. Nie, żebym go nie lubiła, ale zawsze jest jakiś szczególny. Często po prostu zasypiam w aucie. Kierowcy też jakby są inni, bardziej zapadają w pamięć. Tak było z Mario Brosem. Łapiemy na bramkach, 1 w nocy, spać się chce niemiłosiernie. Beznadzieja. I nagle zatrzymał się. Pokaźny TIR na austriackich blachach. Pakujemy się do środka i zaraz. Znajomy wąs, czarne loki, korpulentna budowa ciała. Skąd znam tego typa? Jak skąd, z gry. Super Mario Bros wypisz wymaluj. Super Mario Bros nie tylko nas zgarnął z włoskiej autostrady, ale zaoferował strawę, picie, zasypywał żartami i śmiał się jak w grze. I tylko kolorowych grzybów zabrakło.
Comments
Post a Comment