Hitchhike May! *7*
7. Boleia
Stop potrafi sam się złapać. Np. wyobraź sobie, że idziesz wzdłuż szosy, w lewej ręce trzymasz tablicę z nazwą miejscowości, przejeżdżające auto widzi nazwę i nagle przed Tobą auto zjeżdża na pobocze. Albo dopomagasz sobie w inny sposób.
Pierwszy dzień stopa w Portugalii. Ledwie udało nam się wyjechać z Porto i to takimi denerwującymi podwózkami z jednej stacji CPN do drugiej. W końcu ustaliłyśmy, że robimy przerwę na kawę a potem będziemy pytać się kierowców na stacji (notabene - nienawidzę pytać się o podwiezienie na stacjach, brr!). Sączymy kawę (mmm, portugalska kawa: czarna, mocna i słodka... zdecydowanie w smakowej czołówce kaw, jakie do tej pory piłam), biadolimy o deszczowej pogodzie, życiu i tak naprawdę o niczym, i wtedy zagadał nas chłopak:
- Excuse me, are you speaking Polish?
- Well, basically we're Polish, so yeah, we're using Polish now.
Chłopak wyjaśnił, że był w Polsce w ramach 'Erazmusa' i nawet uczył się polskiego. Widząc widoczną sympatię w jego oczach do narodu polskiego spytałam czy nie jedzie przypadkiem do Lizbony.
- Yes.
I czy zupełnym przypadkiem nie chciałby nas zabrać z sobą...?
- OK, no problem.
I tak oto dopomogłyśmy autostopowemu losowi i niecałe 2 godziny później znalazłyśmy się w centrum Lizbony. Po drodze dowiedziałyśmy się, że nasz kierowca na tyle polubił polskiego malucha, że wrócił nim do Portugalii.
Muszę przyznać, że trasa Polska - Portugalia maluchem wydaje się być równie ciężka jak na stopa.
Stop potrafi sam się złapać. Np. wyobraź sobie, że idziesz wzdłuż szosy, w lewej ręce trzymasz tablicę z nazwą miejscowości, przejeżdżające auto widzi nazwę i nagle przed Tobą auto zjeżdża na pobocze. Albo dopomagasz sobie w inny sposób.
Pierwszy dzień stopa w Portugalii. Ledwie udało nam się wyjechać z Porto i to takimi denerwującymi podwózkami z jednej stacji CPN do drugiej. W końcu ustaliłyśmy, że robimy przerwę na kawę a potem będziemy pytać się kierowców na stacji (notabene - nienawidzę pytać się o podwiezienie na stacjach, brr!). Sączymy kawę (mmm, portugalska kawa: czarna, mocna i słodka... zdecydowanie w smakowej czołówce kaw, jakie do tej pory piłam), biadolimy o deszczowej pogodzie, życiu i tak naprawdę o niczym, i wtedy zagadał nas chłopak:
- Excuse me, are you speaking Polish?
- Well, basically we're Polish, so yeah, we're using Polish now.
Chłopak wyjaśnił, że był w Polsce w ramach 'Erazmusa' i nawet uczył się polskiego. Widząc widoczną sympatię w jego oczach do narodu polskiego spytałam czy nie jedzie przypadkiem do Lizbony.
- Yes.
I czy zupełnym przypadkiem nie chciałby nas zabrać z sobą...?
- OK, no problem.
I tak oto dopomogłyśmy autostopowemu losowi i niecałe 2 godziny później znalazłyśmy się w centrum Lizbony. Po drodze dowiedziałyśmy się, że nasz kierowca na tyle polubił polskiego malucha, że wrócił nim do Portugalii.
Muszę przyznać, że trasa Polska - Portugalia maluchem wydaje się być równie ciężka jak na stopa.
:)
ReplyDelete