Hitchhike May! *30*
30. pārgājieni
Sandra i Iwan z Belgradu wzięli nas na stopa w Czarnogórze, w zasadzie kilka kilometrów za granicą. Łapaliśmy w dziwnym miejscu (poniżej), gdzie łączyły się dwie drogi, na jednym krańcu stała budka policyjna, na drugim było niemrawe pobocze i w zasadzie ciężko było zdecydować które miejsce jest najlepsze do stopowania. Po niecałych 10 minutach zatrzymali się nasi wybawcy z Serbii, a po dalszych 15 minutach wspólnej jazdy zaproponowali, abyśmy wpadli do ich domu w miejscowości Bar (nazwa jest co najmniej przebojowa, i zdecydowanie można powiedzieć, że w Barze jest kilka innych barów. Niczym miasto w mieście)
Dojechaliśmy razem do Podgoricy, gdzie Sandra i Iwan mieli spotkać się ze swoją rodziną z Kanady a następnie razem udali się do Baru (bynajmniej nie przydrożnego, ale właśnie do miejscowości nadmorskiej o tej jakże uroczej nazwie). My zostaliśmy w Podgoricy: złej, brzydkiej i odrzucającej stolicy Czarnogóry (w 99% nigdy nie napisałabym w ten sposób o żadnym mieście na świecie, ale Podgorica... nie zaoferowała zbyt wiele pod względem zabytków, architektury, przyjęcia ludzi, dosłownie niczego, więc stąd ta negatywna reakcja). 20 minut wystarczyło, by podjąć decyzję – OK, pakujemy się do Baru.
W Barze nie tylko czekało nas radosne przyjęcie ze strony naszych Serbów i ich rodziny, ale również perspektywa spędzenia kilku dni w domku położonym na wzgórzu, z drewnianymi okiennicami i z widokiem na morze. Przypomniały mi się wszystkie chwile z dzieciństwa spędzone na wsi...
Spędziliśmy tam super trzy dni, później ruszyliśmy na północ w kierunku Chorwacji, a tydzień później nasi wybawiciele wraz z familią wpadli do Pragi. Cały czas pozostajemy w kontakcie e-mailowym, wysyłamy sobie, zdjęcia i w tym roku najprawdopodobniej znów się spotkamy, tym razem w Belgradzie, a może nawet uda się ponownie pojechać razem do Baru? You never know ^__^
Sandra i Iwan z Belgradu wzięli nas na stopa w Czarnogórze, w zasadzie kilka kilometrów za granicą. Łapaliśmy w dziwnym miejscu (poniżej), gdzie łączyły się dwie drogi, na jednym krańcu stała budka policyjna, na drugim było niemrawe pobocze i w zasadzie ciężko było zdecydować które miejsce jest najlepsze do stopowania. Po niecałych 10 minutach zatrzymali się nasi wybawcy z Serbii, a po dalszych 15 minutach wspólnej jazdy zaproponowali, abyśmy wpadli do ich domu w miejscowości Bar (nazwa jest co najmniej przebojowa, i zdecydowanie można powiedzieć, że w Barze jest kilka innych barów. Niczym miasto w mieście)
Dojechaliśmy razem do Podgoricy, gdzie Sandra i Iwan mieli spotkać się ze swoją rodziną z Kanady a następnie razem udali się do Baru (bynajmniej nie przydrożnego, ale właśnie do miejscowości nadmorskiej o tej jakże uroczej nazwie). My zostaliśmy w Podgoricy: złej, brzydkiej i odrzucającej stolicy Czarnogóry (w 99% nigdy nie napisałabym w ten sposób o żadnym mieście na świecie, ale Podgorica... nie zaoferowała zbyt wiele pod względem zabytków, architektury, przyjęcia ludzi, dosłownie niczego, więc stąd ta negatywna reakcja). 20 minut wystarczyło, by podjąć decyzję – OK, pakujemy się do Baru.
W Barze nie tylko czekało nas radosne przyjęcie ze strony naszych Serbów i ich rodziny, ale również perspektywa spędzenia kilku dni w domku położonym na wzgórzu, z drewnianymi okiennicami i z widokiem na morze. Przypomniały mi się wszystkie chwile z dzieciństwa spędzone na wsi...
Spędziliśmy tam super trzy dni, później ruszyliśmy na północ w kierunku Chorwacji, a tydzień później nasi wybawiciele wraz z familią wpadli do Pragi. Cały czas pozostajemy w kontakcie e-mailowym, wysyłamy sobie, zdjęcia i w tym roku najprawdopodobniej znów się spotkamy, tym razem w Belgradzie, a może nawet uda się ponownie pojechać razem do Baru? You never know ^__^
Comments
Post a Comment