Hitchhike May! *3*
3. Автостоп
Czasem musisz być bezczelny/a. Czasem nawet jak nie jesteś bezczelny/a, to nieoczekiwanie zaczynasz być. Na przykład kiedy łapiesz stopa kilka godzin, pada deszcz i w akcie desperacji masz ochotę łapać na klęczkach albo drałować na pieszo 15 km do granicy. Wybraliśmy to drugie. Po kilku godzinach bezowocnego łapania stopa w kierunku Węgier, po pełnych smutku spojrzeniach rzucanych kierowcom aut(nielicznym zresztą), którzy nas obojętnie mijali. Nie działało ani łapanie na litość, ani łapanie na przekraczający wszelkie granice (w tym pogodowe) uśmiech. Zapadła klamka - idziemy.
Nie uszliśmy 3 minut kiedy na horyzoncie pokazał się pomarańczowy pojazd obsługi autostrady. Nie lubię takich sytuacji, nie lubię... To zawsze oznacza kłopoty.
Pojazd zbliżył, kierowca wysiadł i oczywiście skierował się do nas (a jakże by inaczej).
- Co tu robicie (spytał się chyba po chorwacku)?
- Idziemy wzdłuż autostrady do granicy (chyba odpowiedziałam po rosyjsku. Chyba.)
- Nie możecie tak po prostu iść sobie po autostradzie, to nie aleja spacerowa.
- Nie widzi Pan, że idziemy po trawie, która jest za barierką autostrady?
- Nic mnie to nie obchodzi, nie możecie tędy iść.
- Nikt nas nie wziął na stopa, jesteśmy na pustkowi i nie jeździ tędy żaden autobus, to co niby mamy robić??
Koleś wzruszył ramionami i zaczął kręcić głową. Zdenerwował się.
I wtedy zaczęłam być bezczelna.
-Panie, podwieź nas Pan do granicy, co? My nie chcemy żadnych problemów, nie chcemy by Pan miał problemy, zajmie to Panu 5 minut i wszyscy będą zadowoleni, co?
Pokręcił ze zniecierpliwieniem głową. Widać, że totalnie mu było nie na rękę podwozić dwóch autostopowiczy.
- Chodźcie.
Mimo, że gość nie zrobił zbyt dobrego pierwszego wrażenia, to okazał się całkiem w porządku. A ja przekonałam się, że czasem warto sięgnąć po bardziej radykalne środki na stopie.
Czasem musisz być bezczelny/a. Czasem nawet jak nie jesteś bezczelny/a, to nieoczekiwanie zaczynasz być. Na przykład kiedy łapiesz stopa kilka godzin, pada deszcz i w akcie desperacji masz ochotę łapać na klęczkach albo drałować na pieszo 15 km do granicy. Wybraliśmy to drugie. Po kilku godzinach bezowocnego łapania stopa w kierunku Węgier, po pełnych smutku spojrzeniach rzucanych kierowcom aut(nielicznym zresztą), którzy nas obojętnie mijali. Nie działało ani łapanie na litość, ani łapanie na przekraczający wszelkie granice (w tym pogodowe) uśmiech. Zapadła klamka - idziemy.
Nie uszliśmy 3 minut kiedy na horyzoncie pokazał się pomarańczowy pojazd obsługi autostrady. Nie lubię takich sytuacji, nie lubię... To zawsze oznacza kłopoty.
Pojazd zbliżył, kierowca wysiadł i oczywiście skierował się do nas (a jakże by inaczej).
- Co tu robicie (spytał się chyba po chorwacku)?
- Idziemy wzdłuż autostrady do granicy (chyba odpowiedziałam po rosyjsku. Chyba.)
- Nie możecie tak po prostu iść sobie po autostradzie, to nie aleja spacerowa.
- Nie widzi Pan, że idziemy po trawie, która jest za barierką autostrady?
- Nic mnie to nie obchodzi, nie możecie tędy iść.
- Nikt nas nie wziął na stopa, jesteśmy na pustkowi i nie jeździ tędy żaden autobus, to co niby mamy robić??
Koleś wzruszył ramionami i zaczął kręcić głową. Zdenerwował się.
I wtedy zaczęłam być bezczelna.
-Panie, podwieź nas Pan do granicy, co? My nie chcemy żadnych problemów, nie chcemy by Pan miał problemy, zajmie to Panu 5 minut i wszyscy będą zadowoleni, co?
Pokręcił ze zniecierpliwieniem głową. Widać, że totalnie mu było nie na rękę podwozić dwóch autostopowiczy.
- Chodźcie.
Mimo, że gość nie zrobił zbyt dobrego pierwszego wrażenia, to okazał się całkiem w porządku. A ja przekonałam się, że czasem warto sięgnąć po bardziej radykalne środki na stopie.
Comments
Post a Comment