Hitchhike May! *24*

24. нақлиёт

Kiedy pomyślę o stopowaniu na Węgrzech automatycznie pojawia mi się przed oczami radiowóz policyjny. Dziwnym trafem (tu powinno być „niemal”, bo póki co reguła ta sprawdziła się w 90%) za każdym razem, kiedy przejeżdżam przez Węgry mam do czynienia z policją. I niekoniecznie, a w zasadzie nigdy nie jest to pozytywne spotkanie.

Jechaliśmy do Serbii, byliśmy już tak blisko celu, bo przed Szegedem, i wtedy pojawił się radiowóz. W dodatku z dwoma policjantkami. Coś mi podpowiadało w środku, że bliskie spotkanie z rodzajem żeńskim w mundurze jest znacznie bardziej dramatyczne niż z rodzajem męskim, ale jeszcze gdzieś tliła się nadzieja, że będzie OK. Zaczęło się od pytań po niemiecku, potem przeszliśmy do moich odpowiedzi „Nein, nein...”, a potem nastąpiło zasadnicze pytanie o nasze paszporty.
ACHTUNG:
Lekcja pierwsza: jak Cię zatrzymuje na autostradzie policja, udawaj, że nie wiedziałeś/-aś, że istnieje zakaz łapania stopa na autostradzie (cóż, ale komu choć raz nie zdarzyło się łapać stopa na „autobanie”..). Po prostu graj Forrest Gumpa, uśmiechaj się i przytakuj.
Lekcja druga: Nie dawaj paszportu do ręki, pokaż numer, adres, ale nie pozwól, by policja miała w łapskach twoje papiery.

My zaczęliśmy trochę nieprofesjonalnie (teraz już wiem, patrz lekcje wyżej), nie dość, że wydarłam się na policjantki, przyznałam, że łapiemy stopa, to jeszcze nieświadoma niczego pozwoliłam na wgląd do paszportu. I w ten sposób dostaliśmy zaproszenie do radiowozu (głupio było odmówić, no, w sumie nie mogliśmy nie skorzystać z „zaproszenia”).

Policjantki odstawiły nas na przystanek autobusowy przy drodze krajowej, która prowadziła do centrum Szegedu. Oczywiście autobus jeździł tam co kilka godzin, ale nawet nie myśleliśmy, by wpakować się do centrum. Dzika iskra w mojej głowie znów zapłonęła i coś mnie podkusiło, by spytać rumuńskiego tirowca, który stał po drugiej stronie ulice, jeśli nie mógłby nas z powrotem podwieźć na miejsce, skąd nas sprzątnięto.

Zagadałam po angielsku, i mimo że tirowiec zdawał się tylko znać rumuński i rosyjski, zrozumiał moją prośbę, choć równie dobrze mógł zatrzasnąć przed nami szybę po usłyszeniu dwóch międzynarodowych fraz „we've got a little problem with police...”.

Kierowca akurat jechał w tym samym kierunku i w ciągu trzech minut znaleźliśmy się na poboczu, z którego nas zgarnęły przemiłe policjantki, szybko więc podziękowaliśmy i co rusz zaczęliśmy łapać, a ja uparcie powtarzałam w głowie mantrę „Byle tylko się tu nie wróciły”, bo moglibyśmy dostać sympatyczną pieczątkę misia w paszporcie a już na pewno miałabym materiał do napisania story o tym, jak wygląda węgierski komisariat.

A więc po raz kolejny morał, że czasem opłaca się być bezczelnym i nietuzinkowym.

Comments

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat