Posts

Showing posts from May, 2010

Hitchhike May! *30*

Image
30. pārgājieni Sandra i Iwan z Belgradu wzięli nas na stopa w Czarnogórze, w zasadzie kilka kilometrów za granicą. Łapaliśmy w dziwnym miejscu (poniżej), gdzie łączyły się dwie drogi, na jednym krańcu stała budka policyjna, na drugim było niemrawe pobocze i w zasadzie ciężko było zdecydować które miejsce jest najlepsze do stopowania. Po niecałych 10 minutach zatrzymali się nasi wybawcy z Serbii, a po dalszych 15 minutach wspólnej jazdy zaproponowali, abyśmy wpadli do ich domu w miejscowości Bar (nazwa jest co najmniej przebojowa, i zdecydowanie można powiedzieć, że w Barze jest kilka innych barów. Niczym miasto w mieście) Dojechaliśmy razem do Podgoricy, gdzie Sandra i Iwan mieli spotkać się ze swoją rodziną z Kanady a następnie razem udali się do Baru (bynajmniej nie przydrożnego, ale właśnie do miejscowości nadmorskiej o tej jakże uroczej nazwie). My zostaliśmy w Podgoricy: złej, brzydkiej i odrzucającej stolicy Czarnogóry (w 99% nigdy nie napisałabym w ten sposób o żadnym mieście ...

HitchhikeMay! *29*

Image
29. ωτοστόπ Ledwo co przekroczyliśmy granicę między Turcją a Gruzją a zdaliśmy sobie sprawę, że z dwóch(bodajże)przejść granicznych między oba krajami wybraliśmy zdecydowanie to najgorsze i mało frekwentowane. Byliśmy w górach, tylko my, celnicy, dwie osobówki należące do taksiarzy i jeden tir. Celników i taksiarzy od razu wykluczyliśmy z grona potencjalnych kierowców, którzy mogliby nas podwieźć na stopa. Został tir na tureckich blachach, ale ten ku naszemu niezadowoleniu był wyjątkowo długo przetrzymywany na granicy. Udaliśmy się więc na stację benzynową nieopodal, z daleka nawet zobaczyliśmy tankujące właśnie auto (lub przynajmniej tak się nam wydawało), tylko jakoś tak... wyludniona ta stacja? Na stacji było co najmniej dziwnie: opuszczone pomieszczenia, w jednym z nich młotek niedbale pozostawiony na stole jakby ktoś przed chwilą wyszedł, gdzieniegdzie okruszki chleba. Poczułam się nieswojo i jak tylko przestało padać udaliśmy się w kierunku tira. Ten stał ciągle na granicy, więc ...

HitchhikeMay! *28*

28. пътувам на туризъм Porównując szybkość łapania stopa w Polsce przed 5 laty a teraz, muszę przyznać, że średni czas oczekiwania na stopa dla samotnie łapiącej dziewczyny wydłużył się z 5 minut nawet do 20 - tu. Dlatego tym bardziej zdziwiło mnie, kiedy schodząc ślimakiem przy Katowicach (było to niecałe dwa lata temu, około 22 i akurat trwał remont zjazdu nad autostradą A4), od niechcenia pokazałam kciuka, (wiedząc że i tak niedorzeczne było by, aby ktoś się dla mnie zatrzymał w tych warunkach: zjazd w dół, zero pobocza) i po sekundzie zatrzymało się auto. Szybko otworzyły się drzwi do auta i dziewczyna siedząca w środku zawołała – wsiadaj, nie mogę się tutaj zatrzymywać. To była Asia, była autostopowiczka, która obecnie może i trochę mniej jeździ na stopa, a w zasadzie w ogóle odkąd ma auto, lecz zbiera takie przybłędy z drogi jak ja. Asia okazała się super dziewczyną, i zaproponowała mi coś, co nie podejrzewałam, że zdarzy mi się kiedyś w Polsce. Mianowicie zaproponowała mi nocleg...

Hitchhike May! *26*27*

26. sagabal-hiking Zazwyczaj jak widzę zajebiste auto i kierowcę z rodzaju ultra high class, nawet nie wyciągam kciuka. Choć reguła pokazuje, że jednak i burżuazja bierze na stopa (przecież większość z tych, którym udał się american dream pochodzi z nizin, czyż nie?). Kiedyś we Włoszech wziął mnie na stopa odpicowany prawnik w błękitnym garniturze a dziś chciałabym opisać jak pewnego zimowego dnia podwiózł mnie kierowca polityków. Tak, tak, sytuacja miała miejsce w Polsce i jak najbardziej chodzi o naszą rodzimą śmietankę parlamentarną, kierowca zaś okazał się miłym dystyngowanym starszym panem (a nie np. nadętym bufonem). Lubię takie stopy: super szybkie auto, inteligentny interlokutor, możesz rozmawiać z tą osobą godzinami na zawsze interesujący temat lub po prostu milczeć, i wcale nie jest to niezręczne milczenie. Pozdrowienia dla tego pana. .......................................................... 27. צוטשעפּען-כייקינג To był szalony autostop w Bułgarii. Na tyle szalony, że wbija...

Z dziennika magistrantki: 24 dni!

24 dni - tyle mi zajęło napisanie nowatorskiej -ha ha ha- pracy magisterskiej poświęconej nazwom praskich ulic. Ulic, placów, wysp i pozostałych urbanonimów należałoby dodać. W jakiś sposób jestem z siebie dumna, w szczególności z tego, że z głębin głębokiego oceanu przemyśleń i rozważań wyłoniła się góra lodowa. Nie wiem, czy o tę akurat górę chodziło mojej promo, ale załóżmy, że ano i oprócz poprawek stylistyczno-przypisowo-źródłowych nie będę musiała nic dodawać i uzupełniać. Uff... Jutro jeszcze dokładnie przebadam mój lodowiec i popchnę dalej, by na falach internetu posurfował prosto do portu mojej promo. P.S. W ciągu ostatnich 24 dni zdążyłam również zaprzyjaźnić się bliżej z kawą, przez co kolor mojej krwi (zapewne) stał się brązowo-czerwony, inaczej mówiąc: brunatny. Dziś totalnie zakochałam się w kapeli the organ. AAA jak awesome. Cały album tutaj.

Hitchhike May! *25*

25. Autostop Nie mam pojęcia jak ten Bośniak znalazł się na wyjeździe z Wrocławia w kierunku Warszawy, ale w zasadzie było to dość nieoczekiwane. Wrocławska miejscówka na łapanie w kierunku W-wy zazwyczaj jest busy i nie mam tu na myśli zatrzymujących się tam busów i autobusów, ale to, że miejscówka ta jest non stop okupowana przez rzesze autostopowiczy. Również tym razem było ich sporo, więc stojąc po środku między łapiącymi za nami dziewczynami a łapiącym przed nami hipisem i dwoma dziwnymi typami w skórach i z neseserami mieliśmy nikłe szanse. Dziewczyny (wiadomo) czekały może 5 minut, hipis w przedziwny sposób machał rękami, i jak się okazało był to dobry sposób, bo po krótkiej chwili ktoś się dla niego zatrzymał. Zostaliśmy więc my i oni – chłopaki w skórkach. Wtem ktoś do nich podjechał, co nas trochę zdziwiło, bo chłopcy wyglądali co najmniej „nie autostopowo”, by nie powiedzieć, że wyglądali wręcz podejrzanie. Chłopaki pokręcili głowami, niezrażony tym kierowca podjechał do nas...

Hitchhike May! *24*

24. нақлиёт Kiedy pomyślę o stopowaniu na Węgrzech automatycznie pojawia mi się przed oczami radiowóz policyjny. Dziwnym trafem (tu powinno być „niemal”, bo póki co reguła ta sprawdziła się w 90%) za każdym razem, kiedy przejeżdżam przez Węgry mam do czynienia z policją. I niekoniecznie, a w zasadzie nigdy nie jest to pozytywne spotkanie. Jechaliśmy do Serbii, byliśmy już tak blisko celu, bo przed Szegedem, i wtedy pojawił się radiowóz. W dodatku z dwoma policjantkami. Coś mi podpowiadało w środku, że bliskie spotkanie z rodzajem żeńskim w mundurze jest znacznie bardziej dramatyczne niż z rodzajem męskim, ale jeszcze gdzieś tliła się nadzieja, że będzie OK. Zaczęło się od pytań po niemiecku, potem przeszliśmy do moich odpowiedzi „Nein, nein...”, a potem nastąpiło zasadnicze pytanie o nasze paszporty. ACHTUNG: Lekcja pierwsza: jak Cię zatrzymuje na autostradzie policja, udawaj, że nie wiedziałeś/-aś, że istnieje zakaz łapania stopa na autostradzie (cóż, ale komu choć raz nie zdarzyło si...

Hitchhike May! *23*

Image
23. Haiking Dziś będzie opowieść z cyklu dziwne środki lokomocyjne. Kilka razy zdarzyło mi się jechać autobusem na stopa, raz było to zwykły PKS, innym razem busik między miastami, a jeszcze kiedyś indziej zwariowani busiarze, którzy wzięli nas na stopa w Tureckiej części Kurdystanu. Mój ostatni stop autobusowy miał miejsce w Bułgarii, w zasadzie nie był to do końca autobus, ale niemiłosiernie powolna przeróbka autobusu. Przeróbka na coś w stylu sound systemu na kółkach. Busik służył naszym drajwerom za mieszkanko, imprezownię, były w nim psy, nasza ferajna wybawicieli z Francji, i pewnie jakieś blunty schowane pod deską rozdzielczą. Totalny luz blues, a raczej reggae luz. Ekipa była mega wyluzowana, sympatyczna i przy promieniach zachodzącego słońca znów miałam to wrażenie, że właśnie dla takich chwil żyję (zawsze mnie to dopada jak jadę na stopa i akompaniuje mi pomarańczowa tarcza słoneczna, taki mały skok sentymentalny, egrh...). Takich właśnie stopów oczekuję w najbliższe wakacje,...

Korean rest

Image
Today my Korean friend sent me few pics from Jeju island. Photos from this beautiful island where I spent lovely time, celebrated my birthday by the ocean, where I hitchhiked, rode on a motorbike and slept on the beach. So many memories from tiny 3 days. Frankly speaking I don't consider myself as sentimental, however when it comes to places then... Then I replay my memories over and over again. It's nearly never-ending process taking place in my mind. Same happened today thanks to Hoon and heartwarming photos he shared with me. I realised how much I miss 'my' Korean reality. My own subjective way I received this country with. All personal observations and traces left in my inner world. I just know I wanna go back there, preferably for longer period than 3 months, though so far I haven't taken any steps to do it. Every day I repeat myself 'hey, Emi it's high time to look for an interesting volunteer program', however first I have to finish my current pri...

Hitchhike May! *22*

22. Pedir cola. Poniższa historia zmusiła mnie do zastanowienia się nad tym, że mimo własnych problemów jesteśmy w stanie pomagać innym. Może to brzmi górnolotnie, ale coś mi podpowiada, że tak powinnam to odbierać. Podróżując samej po Hiszpanii trafiłam do miasteczka położonego na południu, które okazało się straszną katastrofą w wydostaniu się: kilka kilometrów marszu z 13 kilogramowym plecakiem w pełnym słońcu plus zero reakcji na próby łapania stopa. Dół jednym słowem. Ale ta historia miała miejsce trochę wcześniej, przed wjazdem do miasteczka wysadziła mnie pewna parka a tam po niedługim oczekiwaniu zatrzymała się kobieta. Weszłam do auta i przywitał mnie jej serdeczny uśmiech. Po chwili spostrzegłam, że w tylnej części samochodu siedzi jej córka na wózku inwalidzkim, dziewczynka miała rodzaj upośledzenia psycho-ruchowego i jak się okazało, matka wiozła ją na rehabilitację do pobliskiego szpitala. Jechałyśmy może 5 minut, stosunkowo krótki stop i w zasadzie średnio mi pomogło wwie...

Hitchhike May! *21*

21. Autoestop Mój pierwszy autostop miał miejsce przed ośmioma laty w Grecji. To był rok, w którym w końcu otrzymałam paszport i jeszcze tego samego roku odwiedziłam pięć krajów, chyba gdzieś podświadomie towarzyszyło mi poczucie wolności, chęć poszukiwania, poznawania. Może, ciężko odgadnąć myśli, które Ci towarzyszyły osiem lat temu. Wyjechałyśmy do Grecji w ramach tzw. wyjazdu zorganizowanego (aż wstyd się przyznać, co?), co dało mi wyobrażenie o przemyśle turystycznym w ogóle. Pewnego słonecznego dnia wyrwałyśmy się z naszej słodkiej, turystycznej miejscowości, gdzie były same hotele i miejsca usługowe, autobusem do miasteczka oddalonego jakieś 20 km. Tam, w porównaniu do naszej hotelowej osady, panowało stosunkowo spore wyludnienie, ale jakimś trafem znalazłyśmy małą piekarnię, gdzie pracowała przemiła pani i dała nam przesmaczny chleb z oliwkami w podarunku. Nie wiem ile czasu spędziłyśmy w piekarni, ale uciekł nam autobus, a następny był za jakąś godzinę i wtedy nie wiedzieć sk...

Z dziennika magistrantki 4

Jestem totalnie spięta i zestresowana, a w moim przypadku stres demotywuje zamiast zachęcać do podejmowania działania. Został mi ostatni, najważniejszy rozdział pracy - analiza. Jak pomyślę o tym, to wydaje mi się niczym góra lodowa nie do zdobycia. Właśnie, ale chyba o tę górę lodową chodziło mojej promo. Ostatnie poty zostawione w Klementinum, gdzie spędzam czas obłożona literaturą, i góra się wyłoni z głębin i czeluści oceanu moich przemyśleń. Głębokie to było, co? Wracam do pisania. Acha, zalegam z historyjkami autostopowymi. Sorry. P.S. W bibliotecznym bufecie sprzedają piwo. W PL nie miałoby to racji bytu.lol.

Hitchhike May! *20*

20. Autostop Ponownie cykl 'zapadający w pamięć kierowcy', no w tym przypadku kierowczynie lub kierownice - niestety, ale w przypadku tego słowa język polski nie jest zbyt elastyczny i w uzusie jest tylko forma męska. Wraz z Matyldą udałyśmy się na wycieczkę do Sobótki, wdrapałyśmy się na Ślężę, zbierałyśmy jagody i aby dopełnić sielanki na stopa powrotnego wzięła nas babeczka z NOP-u. Najpierw lekka konsternacja, że zatrzymała się babcia w okolicach 60 - tki, potem naszą uwagę przykuła jej koszulka: gigantyczny biały orzeł w koronie, a potem dało się zauważyć czapkę z daszkiem i flagą Polski. Oukej... Wchodzimy do luksusowego maluszka (no ba! w końcu jak patriotyzm, to do końca, nie?) a tu kolejne oznaki dość silnego patriotyzmu: biało - czerwone wstążki przy lusterku, polskie flagi w kątach szyby. I wtedy pada hasło: kandyduję z ramienia NOP-u w wyborach.(To grubo - przemknęło mi potocznie przez myśl). Pani zresztą dość potocznie prezentowała swój program wyborczy, określając...

Hitchhike May! *19*

Image
19. Liften Wmawiali nam, że nie ma szans, że w Iranie autostop nie działa (lub przynajmniej nie działa jego bezpłatna wersja). Ale udowodniliśmy, że da się*, choć początki były średnio zachęcające. Pierwsze podejście: Prażymy się w słońcu, jestem pozawijana po uszy w manto i hijab (manto to koszula zakrywająca biodra, najlepiej do połowy ud, a hijab to nic innego jak chusta na głowę), wyciągam kciuka. Stosunkowo szybko zatrzymało się auto, bla bla bla, i kierowca chce pieniądze. Sajonara. Zatrzymało się drugie auto, ten sam schemat. A potem trzecie, czwarte i w końcu piąty kierowca zgarnął nas z pobocza. I potem już to szło. Może nie było poezji, ale całkiem szybko przesiadaliśmy się z auta do auta. I wtedy zatrzymała się irańska rodzinka. Matka, starszy syn kierowca i młodszy syn. Auto nie dość, że rozmiarów fiata pandy, to jeszcze wypakowane po dach, włączając w to składany namiot, masę toreb i jedzenia. Jedziemy, jest co najmniej wesoło, starsza muzułmanka zachęca syna do włączenia ...

Hitchhike May! *17*18*

Image
17. Autostopas Nie wiem czy mogę tę przygodę określić mianem autostopu, w zasadzie była to forma podwiezienia, aczkolwiek niekoniecznie jej oczekiwałyśmy... Pierwszy dzień w Seulu, bardzo długi zresztą, ponieważ miałyśmy za sobą 8 godzinny lot, zmianę czasu, przylot nad ranem, przeprawę labiryntowym metrem a dochodziła 13.00. Wyszłyśmy z mieszkania naszego hosta z Couch Surfing na zwiad terenowy. Oszałamiająca feeria barw, billboardy, szyldy, wszędzie zakręcony alfabet, krótko mówiąc natłok wrażeń. I wtedy runął deszcz, mój pierwszy monsunowy deszcz, po którym zaczęłam inaczej pojmować określenie 'mokry'. Lało tak paskudnie, że mimo nieznacznego oddalenia się od mieszkania byłyśmy w stanie odnaleźć drogi powrotnej i skryłyśmy się pod daszkiem, jak się okazało, do wejścia do przedszkola. Zaciekawione przedszkolaki w mig zbiegły się dookoła nas a my spytałyśmy się recepcjonistki, jeśli nie wie gdzie jest ten adres (i wtedy podałam wymiętą kartkę z zapisanym starannie adresem po k...

Z dziennika magistrantki 3

Image
Po 15 dniach pisania MGiRa mam 2/3 materiału roboczego, został mi jeszcze jeden obszerny rozdział do napisania plus dopracowanie wstępu i wnioski. I cały czas babrzę się z klasyfikowaniem ulic. Robota prosta, mozolna i dłużąca się... Ulice, ulice, ulice, uuu - akurat jestem na tej literze. A w między czasie wygrzebałam takie oto znalezisko w lumpeksie. Naszywkę dodana w postobróbce. Byłam też na kilku koncertach, wygląda na to, że grana przeze mnie rola podpieracza ściany odeszła do lamusa. Ba, ku mojemu zdziwieniu rozeszło się, że gdzieś, kiedyś wydawałam (powiedzmy, że wydaję, ponieważ w myślach układam pomysły na kolejne produkcje) ziny i prascy scenersi zaczęli się o nie wypytywać. Jest dobrze. 11/06 w Pradze gra świetna kapelka ze Stanów - Masakari , zaś 20/06 zagra świetny tercet emo kapel. Jaram sięęęęę...meeeee... P.S. Z jakiegoś powodu mój skaner mnie nienawidzi i stara się pokazać mnie w krzywym zwierciadle. Bardziej krzywym niż krzywe zęby pacjenta u ortodonty.

Hitchhike May! *16*

16. Blaffer Ten stop określiłabym mianem Last Minute. Bo dosłownie w ostatniej minucie zatrzymało się auto. Jechaliśmy na Fluff Fest w Pilznie, i w Nachodzie, tuż za granicą utknęliśmy na dobre 4 godziny. Łapaliśmy bezskutecznie od około 16.00, gdzieś koło 19.00 pojawiła się myśl, że jak nic nie złapiemy do 20.00, to rozkładamy się z namiotem na granicy. 19.59. ze zwieszoną i totalnie odpychającą miną (tak mi się przynajmniej wydaje, że moje zniechęcenie musiało być już widoczne) pokazywałam tablicę ostatnim autom. Jeszcze trzy ostatnie: 3, 2, 1 jest! Ktoś zjechał dla nas na pobocze! Kierowca okazał się hardcorowcem z rodzaju tych, co przejeżdżają dystans Portugalia - Polska bez zmrużenia oka, na hektolitrach kawy i na nocne dystanse szukają autostopowiczy do zabrania nie tylko po to, by mieć z kim pogadać, ale przede wszystkim po to, aby druga osoba w dostawczym sprawiała wrażenie, że jest kierowcą na zmianę. Nie wiem ile jest w prawdy w przejeżdżaniu z Portugalii do Polski w 72 h bez...

Hitchhike May! *15*

Image
15. Аўтаспын Skończyłam dziś oglądać trylogię Ojciec Chrzestny i zachęcona widokiem spalonej słońcem Italii postanowiłam napisać o codziennych niemal stopach na trasie Cerignola - Pozzo Monaco. O ile Cerignola ma jakieś zabytki, jakiekolwiek tchnienie życia, to Masseria di Pozzo Monaco, jak brzmi oryginalna nazwa, nie ma go wcale (a raczej ma tyle, ile znajdziesz w rozprzestrzeniających się wokół polach pomidorowych, paprykowych, gajów oliwnych i wszelkich innych roślinach uprawnych południowej Italii), z trudnością znajdziesz ją na mapie Googla, nie mówiąc nawet o szczegółowej mapie drogowej. Tak się złożyło, że w tej dziurze świata spędziliśmy dwa miesiące na tzw. kampanii, z ekipą z kryminału, spod znaku taniego wina (2 euro za 5 l) i z rozrywkami typu porachunki wioskowych mafioso. I przy tych wszystkich uciechach rozwijaliśmy nasze umiejętności stopowe z Pozzo Monaco do Cerignoli i z powrotem (czasem nie było tak kolorowo i pozostawał 7 km marsz w pełnym słońcu, co kończyło się ud...

Hitchhike May! *14*

Image
14. Կապն ընդհատված է W ramach planu przejechania na stopa dookoła jeziora Sewan (Armenia), wybraliśmy punkt na mapie, w którym mieliśmy się spotkać. Trafiło na Pambak, już sama nazwa podpowiadała, że w zasadzie nie wiadomo, czego możemy się spodziewać. Dobra, to jedziemy do Pambaku, punkt zbiorczy pod pierwszym sklepem w wiosce. Rozdzieliliśmy naszą piątkę na dwie grupy i już po chwili jechaliśmy do Pambaku. Co prawda w trakcie droga się w trakcie i przeszła w teren piaszczysty, ale dojechaliśmy. Jeszcze tego samego dnia pani Sklepowa zaproponowała nam gościnę, (armeńska gościna to historia na odrębny tekst, ale wystarczy, że udasz się do Armenii, a na pewno jej doświadczysz) i w efekcie do późnej nocy biesiadowaliśmy. Późnym porankiem ruszyliśmy dalej i nasza piątka niemal ekspresowo złapała stopa na pace. I to nie na pace zajebistego „pick upa” czy samochodu dostawczego, ale na aucie odpowiadającemu tamtejszym warunkom – wojskowy kamaz, drewniane rozpadające się deski, ledwie trzyma...

ZombieWalk in Prague 2010!

Image
Już jutro w Pradze odbędzie się 3 edycja ZombieWalku znanego również jako 'parady zombie'. Po 'uroczystym' przemarszu truposzy wszelkich maści (w zeszłym spotkałam m.in zombie papieża, zombie Jezusa i autentycznego zombie pisa)będzie afterparty w klubie Chapeau Rouge (Jakubská 2, Praha 1). Kto ma szansę wpaść jutro do Pragi - niech wpada! Parada zaczyna się od 17.00, rejestracja zombiaków od 15.30. Więcej info na: zombiewalk.cz Przyznam się, że w tym roku będę muzułmanką lub dziewczyną lekkich obyczajów. See you tomorrow! ------------------------------------------------------ Hey guys, tomorrow zombies are gonna take over Prague! There's gonna be 3rd edition of Zombie Walk! Start: 5pm, registration: 3.30 pm. After the walk there's gonna be afterparty at Chapeau Rouge club (Jakubská 2, Prague 1). More info in link above. I'm gonna be either muslim zombie or hooker zombie. See you there!

Hitchhike May! *13*

Image
13. Otostop Türkiye çok güzel! To zdanie wywoływało nie tylko uśmiech na twarzach tureckich kierowców, ale tym hasłem zyskiwaliśmy ich dodatkową sympatię. Nie żeby to było wierutne kłamstwo, bo akurat Turcję naprawdę ubóstwiam, zresztą jak zwykłam mawiać – Turcja to mój prywatny raj autostopowy (może nawet jest to całkiem obiektywne stwierdzenie, ponieważ znajomi podróżujący po Turcji stopem potwierdzają moją opinię). Jeździ się na tyle zajebiście, że nawet policja pomaga złapać stopa, poważnie. Jechaliśmy na Manisę i kierowca, który nas podwoził wybrał tak niewiarygodnie absurdalną drogę na około, że musieliśmy wysiedliśmy. I zonk. W miejscu, gdzie mamy łapać stoi radiowóz. Z doświadczenia wiem, że policja i autostop nie idą w parze, więc stanęliśmy na poboczu z mapą i ściemniamy sami przed sobą i policjantami, że wcale nie zamierzamy łapać stopa. Jak można było przypuścić, podszedł jeden z nich. - Günaydın! Odpowiedziałam tym samym i chyba starałam się mu wyjaśnić, że my 'otostop...

Hitchhike May! *12*

Czasem najdziwniejsze pomysły przychodzą do głowy w całkowicie zwyczajnych miejscach. Okazuje się, że do napisania świetnych i ciekawych tekstów nie potrzebujesz spokoju i izolacji, ale inspirację możesz czerpać z tak przeludnionego miejsca jak czytelnia. I może nic ciekawego w tej chwili nie wymyśliłam, ale samo psycho – fizyczne zmęczenie materiału, które mi teraz towarzyszy powoduje oddolną chęć napisania czegoś niezwykle zajebistego i twórczego. Nagle znajduje w sobie zapał robić wszystko inne, byle tylko nie otwierać folderu „Z_cyklu_emi_i_MGiR” na pulpicie a potem poszczególnych rozdziałów pracy. Na razie są w fazie półproduktu, muszę wprowadzić w nich setki poprawnych przypisów, komentarzy, skrótów i poprawić stylistykę tekstu. W takich właśnie warunkach znalazłam pomysł na dzisiejszą 'autostopovu povídku'. 12. Autóstop Zmęczenie materiału i nocny autostop. Jedziesz, jest okrutnie późno, a Twoje powieki stały się ciężkie niczym ciekłe żelazo i najchętniej oddałyby się ob...

Hitchhike May! *11*

11. Avtostop Historia, którą nazywam "München i Wielbłądy". Stopujemy pod Monachium, a w zasadzie zgodnie z zasadami zachodnioeuropejskiego stylu autostopowego przedzieramy się z jednego punktu parkingu na drugi pytając się kierowców TIRów o podwiezienie (Brr! Nienawidzę tego sposobu...). W ramach rachunku prawdopodobieństwa zaczynamy od wypytania się wszystkich kierowców na polskich tablicach rejestracyjnych. Najpierw słyszymy 'Nie, nie i nie', a potem znacznie milsze słowo zaczynające się na T jak Tak. Starszy kierowca, tysiące setek milionów i tysięcy kilometrów przejechanych – on by nie wziął na stopa?! No ba! Ledwo ruszyliśmy a z głośników zaczęła się sączyć muzyka poważna. Polski TIRowiec i muzyka poważna?? To połączenie niczym kaczka tańcząca w baletkach Jezioro Łabędzie. A jednak. Jak fajnie, że ludzie przełamują schematy. Chwila na telefon do żony: - No Helenko, będę o 18 w domu, wiozę z sobą dwa Wielbłądy. (Wielbłądy?? Nie chodziło oczywiście o egzotyczny ła...

P.S.

Image
W zasadzie mimo daty wtorkowej nadal jest przeciągający się poniedziałek (00.55). Skończyłam z rezultatem 16 stron. Okrągły tydzień klepania w klawiaturę z tematyką przewodnią praskich ulic. Za oknem wiosna rozpasała się na dobre. W tamtym roku też była dobra. Ludziska wylazły na ulicę ze swoimi podrabianymi 'vittonkami' (czeskie określenie na podrabiane torebki, jak łatwo się domyślić nazwa pochodzi od Louisa Vuitton'a)jak poniżej. Kiedyś wysłałam to zdjęcie znajomemu i nie wiedzieć czemu zatytułowałam je "HejHo!". Późno. Wraz z kałamarnicą pójdziemy już spać. Dobrou noc. The.Squid.Girl

Hitchhike May! *10*

Image
10. رحلات الأتوستوب - Czemu chcesz jechać do Syrii? - Jak to czemu, aby spróbować najlepszych falafli na świecie. To był główny powód. Drugim powodem było planowany autostop przez pustynię. I chociaż wiem, że pustynię znalazłabym i bliżej, to jednak falafle i syryjska pustynia wydały się tym idealnym połączeniem. W Deir ez Zor rozstaliśmy się z Udim i jego familią (jedna z tych historii, kiedy poznajesz osobę X, ta nie tylko staje się Twoim bestfrendem w trakcie podróży, ale poznaje Cię ze swoją rodziną, kwateruje u siebie i smaży falafle specjalnie dla Ciebie. I w taki właśnie sposób wylądowaliśmy z Udim u jego kuzynów w mieście po środku pustyni), i wtedy nastąpiła długo wyczekiwana chwila łapania stopa w 40 stopniowym upale. Udi jeszcze zdążył nam przygotować tablicę z wypisanym po arabsku celem podróży i już łapaliśmy. Nawet niedługo, bo po jakichś 10 minutach prażenia się w pełnej tarczy słonecznej zgarnął nas pierwszy kierowca. I to był początek kamazowej przeprawy przez pustynię...

Z dziennika magistrantki 2

Image
Przez tydzień pracy stworzyłam 14 stron tekstu. Chyba jest nieźle. Jutro zaczynam batalię od nowa, choć na chwilę obecną wątpię, abym za tydzień miała 28 stron (A jeśli??? To jakąś nagrodę muszę przewidzieć w budżecie) Zawsze zastanawiałam jak to będzie, kiedy w końcu będę pisać. Wydawało mi się to takie nieosiągalne: że jak to, że ja? że napisać coś takiego, ja??? nigdy. A teraz jestem w toku, przetwarzam, piszę i tworzę. Do codziennych wspomagaczy dołączyłam kolejne EPMD (Out Of Business), Gangstarra i fenomenalne M.O.P. I jeszcze Sahleb - w skrócie jest to gęsty, słodki napój arabski ze sproszkowanego storczyka. Ciekawie się prezentuje w opisie z Wikipedii: Salep - napój, przyrządzany ze sproszkowanych bulw storczyka męskiego[...]. Nazwa pochodzi od arabskiego określenia ḥasyu al-tha`lab, oznaczającego lisie jądra - od charakterystycznego kształtu bulw storczyka. Czyli jeszcze raz: w skrócie piję napój z arabskich lisich jąder. Niceeee *__^ Wczoraj w trakcie spaceru znalazłam delfin...

Hitchhike May! *9*

Image
9. Pöidlaküüt Po części jest to historia 'jak łapiąc stopa do miejsca X, dojechać do Y'. A jednocześnie jest to jedna z tych historii, które utwierdzają mnie w przekonaniu, że autostop jest najlepszym środkiem nie tylko do odkrywania kraju i kultury, ale przede wszystkim do poznawania ludzi, którzy często całkowicie bezinteresownie chcą Ci pomóc. Wyspa Goje, na totalnym południu Korei Południowej. Łapię stopa w kierunku Okpo-dong (-dong to przyrostek oznaczający 'port'), w zasadzie stoję już dłuższą chwilę z dość miernym rezultatem. Tuż obok para z dzieckiem właśnie pakowała się do samochodu, kiedy usłyszałam: - Hey, where are you going? Okpo? Oh we're going to Goje, so if you'd like to, we can take you there. (W zasadzie dziś już tam byłam, ale czemu by nie?) - OK, let's go to Goje then ^__^ W aucie dzieciak (zachęcany przez rodziców) prezentował znajomość angielskiego, chyba nawet śpiewał, my się śmialiśmy, i w sumie było sielankowo. Potem zaproponowali mi...

Hitchhike May! *8*

8. L'auto-stop. To był krótki stop z siekierką jak zwykłam go nazywać. Nocny dodam. Łapiemy w kierunku czeskiego Taboru. Zrobiło się ciemno i nawet 'szczęśliwy kciuk Agaty' nie działał. Zaczęłam łapać z ledwie widoczną tablicą na Tabor i po niedługiej chwili zatrzymało się auto. Z auta wyskoczył mężczyzna około pięćdziesiątki, zaproponował, abyśmy wrzuciły plecaki do bagażnika, otworzył bagażnik a tam siekiera. (Gulp)Przełknęłam ślinę. Zaczyna się wesoło. Wsiadłyśmy do auta i pierwsze zdanie, które rzucił nasz kierowca brzmiało: - Wiecie, że dziś jest rocznica narodzin Carla Gustava Junga?* (Acha, zaczyna się. Jedziemy ze świrem). Potem tematyka oscylowała wokół psychologii, padło kilka krzywych tekstów odnośnie mojego piercingu i w zasadzie kierowca wywarł na nas raczej kiepskie wrażenie. Przynajmniej odstawił nas bezpiecznie do Taboru, bez użycia siekiery. *)szwajcarski psychiatra i psycholog, twórca tzw. psychologii głębi, która posłużyła mu do stworzenia własnej koncepc...

Z cyklu "Dziennik magistrantki"

Chyba powinnam założyć dziennik na wzór "Dzienniku maturzystki", tylko pod tytułem "Dziennik magistrantki". Niemiłosiernie wręcz obgryzłam paznokcie i skórki przy nich (na tę wredną nerwicę natręctw nie podziałał nawet lakier przeciw obgryzaniu paznokci. Z przykrością muszę poinformować producenta, że do tego obrzydłego, chemicznego smaku można się przyzwyczaić już po kilku dniach). Jedną z metod pisania jest otoczenie się aurą wspomagającą pisanie. Na mnie przyznam działa hip hop. Od wczoraj stukam w klawiaturę w rytmach pierwszego albumu Foxy Brown, dalej EPMD "Back in Business", wczesnego Jay Z, TLC, Gangstarr i oczywiście Dj Wich i Grammatik. Cały dzień minął mi na gapieniu się w komputer na zmianę z wzdychaniem do widoku z okna. A tam słonecznie, błękitnie i ciepło. Po spędzeniu całego dnia w mojej "jaskini" osiągnęłam stan zamroczenia mózgu. Idę na spacer na Vinohrady i Žižkov, a potem na totalne odprężenie wrzucę Ojca Chrzestnego 3. Master...

Hitchhike May! *7*

7. Boleia Stop potrafi sam się złapać. Np. wyobraź sobie, że idziesz wzdłuż szosy, w lewej ręce trzymasz tablicę z nazwą miejscowości, przejeżdżające auto widzi nazwę i nagle przed Tobą auto zjeżdża na pobocze. Albo dopomagasz sobie w inny sposób. Pierwszy dzień stopa w Portugalii. Ledwie udało nam się wyjechać z Porto i to takimi denerwującymi podwózkami z jednej stacji CPN do drugiej. W końcu ustaliłyśmy, że robimy przerwę na kawę a potem będziemy pytać się kierowców na stacji (notabene - nienawidzę pytać się o podwiezienie na stacjach, brr!). Sączymy kawę (mmm, portugalska kawa: czarna, mocna i słodka... zdecydowanie w smakowej czołówce kaw, jakie do tej pory piłam), biadolimy o deszczowej pogodzie, życiu i tak naprawdę o niczym, i wtedy zagadał nas chłopak: - Excuse me, are you speaking Polish? - Well, basically we're Polish, so yeah, we're using Polish now. Chłopak wyjaśnił, że był w Polsce w ramach 'Erazmusa' i nawet uczył się polskiego. Widząc widoczną sympatię w...

Wystawa zdjęć z Korei!

Image
Chciałabym Was serdecznie zaprosić na wystawę moich zdjęć z Korei. Tym razem wystawa powędrowała do Dolnośląskiej Biblioteki Publicznej na wrocławskim rynku 58, hol na I. p. Wystawa będzie otwarta cały miesiąc począwszy od 6.05. Zapraszam ^__^ Więcej info TUTAJ

Hitchhike May! *6*

6. Trampen. Czasem autostop to nic innego jak akt czystej desperacji. Wyobraź sobie, że łapiesz 5 godzin w miejscu X, i mimo że pogoda dopisuje, i że stoisz na wypasionym poboczu, i że nawet co sekundę mija cię horda pojazdów, nikt się nie zatrzymuje. Albo ktoś wysadzi Cię w tak beznadziejnym miejscu, że nawet nawet mini Smart nie zdoła się zatrzymać. Co wtedy robisz? Albo kiedy ktoś Cię wysadzi na samym środku niemieckiej autostrady, gdzie nie ma zjazdu, pobocza, dosłownie niczego, co mogłoby posłużyć za dogodne miejsce do łapania stopa. Dookoła pustkowie, plątanina odnóg autostrady i lasy Schwarzwaldu. Jechałam na koncert do Berlina, szło całkiem gładko, do momentu, gdy podwiózł mnie polski tirowiec, który jechał na Bremę, ale zaoferował się wysadzić mnie na dogodnym zjeździe na Berlin. Pośród swojej gadaniny i cwaniaczenia (typ kierowcy gaduły)zjazd oczywiście przegapił, a ja zreflektowałam się za późno. Na wszczęty przeze mnie alarm kierowca rozłożył bezradnie ręce i oznajmił, że n...

Hitchhike May! *5*

5. Liftaaminen Historia z rodzaju "kierowcy zapadający w pamięć". Jak wiadomo kierowcy są różni: rozgadani, milczący, pomocni(np. w moim ulubionym wydaniu 'Topos Polskiego Tirowca'), obojętni lub charakterystyczni. I właśnie ci ostatni zostają w pamięci. Cecha charakterystyczna nie musi być związana z wyglądem czy charakterem, czasem jest to sposób zarabiania na życie czy nietypowe hobby. Kiedyś nawet prześcigałam się w wymyślaniu kto dziwny mógłby mnie podwieźć na stopa. Pamiętam, że wymieniłam m.in. kogoś ze szklanego ekranu i księdza. Ostatnie się nawet spełniło (mimo wszelkich obaw). Łapiemy z Magdą na wrocławskich bliźniakach w kierunku Katowic. W zasadzie dopiero zaczęłyśmy łapać, nie minęło 10 sekund a auto zjeżdżające wyjazdem z Wrocławia zatrzymało się. Mimo kilku aut jadących tuż za nim(a trzeba dodać, że wyjazd jest z górki, czyli statystyczne zjeżdżające auto nie od razu zahamuje, jeśli kierowca jadący przed nim z impetem zjedzie nagle na pobocze). Zadowol...

Hitchhike May! *4*

4. Hacer dedo Czy ktoś z Was złapał na stopa toytoybusa? Mam na myśli nie toytoyowego busa (co by oznaczało autobus z pasażerami - toytoykami, ale zdaje się, że rzeczownik 'pasażer' odnosi się tylko do ludzi i zwierząt), ale samochód dostawczy z toytokami na naczepie. Ta przemiła historia zdarzyła mi się w Hiszpanii. Gorącej, sierpniowej Hiszpanii. Toytoyki na szczęście okazały się czyste, inaczej mijana okolica zamieniła by się w zdechły i smrodliwy krajobraz księżycowy. Choć i tak zostawał za nami dziwny zapach niebieskiej cieczy używanej w toytoykach... Mówi się, że na stopa się nie wybrzydza, czyż nie?

Hitchhike May! *3*

3. Автостоп Czasem musisz być bezczelny/a. Czasem nawet jak nie jesteś bezczelny/a, to nieoczekiwanie zaczynasz być. Na przykład kiedy łapiesz stopa kilka godzin, pada deszcz i w akcie desperacji masz ochotę łapać na klęczkach albo drałować na pieszo 15 km do granicy. Wybraliśmy to drugie. Po kilku godzinach bezowocnego łapania stopa w kierunku Węgier, po pełnych smutku spojrzeniach rzucanych kierowcom aut(nielicznym zresztą), którzy nas obojętnie mijali. Nie działało ani łapanie na litość, ani łapanie na przekraczający wszelkie granice (w tym pogodowe) uśmiech. Zapadła klamka - idziemy. Nie uszliśmy 3 minut kiedy na horyzoncie pokazał się pomarańczowy pojazd obsługi autostrady. Nie lubię takich sytuacji, nie lubię... To zawsze oznacza kłopoty. Pojazd zbliżył, kierowca wysiadł i oczywiście skierował się do nas (a jakże by inaczej). - Co tu robicie (spytał się chyba po chorwacku)? - Idziemy wzdłuż autostrady do granicy (chyba odpowiedziałam po rosyjsku. Chyba.) - Nie możecie tak po pros...

Hitchhike May! *1*2*

Image
Pomyślałam by zorganizować małą akcję promującą autostop jako sposób podróżowania [A tak naprawdę potrzebuję codziennej, wesołej rutyny, która oderwie mnie od pisania mgr]. Począwszy od 1 maja będę publikować krótkie historyjki autostopowe, do których czasem wracam w pamięci i które nieustale utwierdzają mnie w przekonaniu, że autostop jest najlepszym sposobem nie tylko na poruszanie się po danym kraju, ale i odkrywanie go. Dziś mamy 2 maja, więc z rozpędu dwie historie. Każda zaczyna się hasłem-kluczem w innym języku. A więc... jdeme do toho... 1. Hitchhike. Historia z cyklu "autostop miejski". Tego dnia miałam iść do pracy 10 minut wcześniej. Ale w natłoku obrządków i nawyków namiotowych (mieszkanie nielegalnie 3 m-ce pod namiotem na wyspie w Anglii to opowiadanie na inną okazję. Zresztą, kto spróbował 'Hundingdon camp' kilka razy pod rząd, ten wie jak to jest) zupełnie o tym zapomniałam. Relaksowałam się na karimacie słuchając discmana i spoglądając leniwie na kom...

busy miss lizzy

Image
Nazbierało się kilka rzeczy, przemyśleń i innych takich. Nadając temu rysy chronologii to: * jak wspomniałam byłam w hometown, gdzie jednym z głównych punktów programu było spotkanie z moją promo. I tu zaczyna się odrębna historia. Zapraszam więc na Historię o górze lodowej jako alegorii pracy MGiR. Przyszłam do promo. Usiadłam przy dobrze znanym biurku i zaczęłam recytować kwieciste frazesy o mojej pracy, przemyśleniach z nią związanych i oczywiście marginesie wątpliwości, na który natrafiłam. Wtem moja promo zaczęła rysować. Po chwili pokazała mi niedbały szkic i zapytała: - Pani Emilio, czy rozumie Pani ten rysunek? Spodziewając się, że jest to pytanie z rodzaju podchwytliwych, zaczęłam rozkładać obrazek na czynniki pierwsze zaczynając od: - Statek na wodzie? - To jest Titanic proszę Pani. Sądząc, że jest to alegoria marnego losu, który niebawem mnie spotka, odważnie drążyłam temat dalej. - Czy Pani sugeruje, że zderzę się z górą lodową i zatonę? - Nie Pani Emilio, to jest lodowiec....