Dzień 72: rejoicing at Busan

Powoli dociera do mnie, że czas płynie jakby szybciej i zbliża się dzień powrotu. I z każdym dniem coraz bardziej sobie uzmysławiam jak jestem szczęśliwa w Korei, w Busanie. Nawet zaczęłam porównywać Busan do Wrocławia: oba miasta nie są stolicami i nie brak w nich rozrywek kulturalnych. Wrocław jest płaski jak deska i ma bliżej do gór, niż do morza, Busan to wielki zbiór pagórków, w czym przypomina mi San Francisco, no i jest morze. W obu miastach mam swoje miejsca i czuję się na tyle dobrze, że mogłabym tu mieszkać rok, dwa... Znajduję nowe zakamarki, skróty, doświadczam niezwykłych wydarzeń dnia zwykłego (lub po prostu je wynajduję lub one dziwnym sposobem natrafiają na mnie). I czuję się naprawdę szczęśliwa.

Jakiś czas temu jedna znajoma powiedziała mi, że poszukuje swojego sposobu podróżowania, i nie chodzi o to czy wybrać autobus czy autostop, ale chce znaleźć swoją metodę odkrywania świata. Osobiście nie stawiam sobie takich pytań, ponieważ znalazłam mój sposób: podwożą Cię przypadkowi ludzie, czasem oferują rozmowę, czasem dają Ci nocleg czy strawę. Spanie w namiocie, u ludzi z Couch Surfing/Hospitality Club, poddawanie się temu, co przyniesie kolejny dzień, czasem nieoczekiwana zmiana kierunku, ponieważ akurat tam jedzie kierowca. Wtedy czuję, że to jest właśnie TO, mój styl, kiedy odczuwam miejsce wszelkimi bodźcami zmysłowymi i po prostu daję się porwać.

W Korei jest inaczej. Mieszkam tu, mam swoją nauczycielską rutynę, regularne posiłki i każdy dzień obcuję z tutejszą mentalnością, wesołym alfabetem, pytam, dowiaduję się i doświadczam. I odkryłam, że to jest drugi sposób. Bez pośpiechu, z poczuciem normalności codziennego życia, powoli delektujesz się otaczającą rzeczywistością. Nie spodziewałam się, że Korea tyle wniesie w moje zwyczaje, podejście do życia, zainspiruje. I myślę o tym, by w przyszłym roku ponownie tu przyjechać albo obrać inny azjatycki kierunek. Nie wiem, jedno jest pewne, w końcu odzyskam wolność od edukacji i nie będę ograniczona czasowo.

Wczoraj spędziłam świetny dzień, który naładował mnie pozytywnie na nadchodzący tydzień. Były wegańskie lody, było muzeum, były zdjęcia i dobre towarzystwo. I nie potrzebuję więcej do szczęścia.

Kilka (mniej lub bardziej nieposkładanych) wycinków z busańskiej rzeczywistości.












Moje uczennice.








Jest hiking, jest daszek, jest Korea









Twórca tego znaku wpadł na genialny pomysł: Pan - zamknięta parasolka i Pani - otwarta parasolka. Brilliant!


Comments

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat