Dzień 41: Seul tudzież Soul

Seul od samego początku zapowiadał się mocno na plus. Darmowy przelot samolotem, ponieważ z powodu wiatru/ulewy mój gospodarz, Mr Kim, stwierdził że, jest to lepszy środek transportu.
- Yyy, ale ja nie mam tyle pieniędzy...
- Moja firma stawia.
Więc opłaciła lot, który trwał całe 45 minut. Nice.
Seoul by rain
Seul płakał. W Korei szaleje sezon monsunowy, więc deszcz atakuje jak szalony. Czegoś takiego do tej pory nie doświadczyłam i zaczynam się przyzwyczajać do parasolki, która dziwnym trafem całkiem przyzwoicie chroni przed atakiem ciskającej w ciebie wilgoci. Czasem jednak parasolka nie daje rady, taki przynajmniej wniosek podsunął mi widok 6-7 połamanych i zgnębionych parasolek leżących na chodniku w odległości około 10 m od siebie.
Sightseeing Seoul
Z uwagi na wszechogarniający (a raczej wszechprzemakający) deszcz, czwartek zarezerwowałam na muzea.
National Museum of Korea - szczerze powiedziawszy jedno z lepszych muzeów, jakie odwiedziłam. Nowoczesny, wielki gmach wypełniony bogatymi zbiorami z dziedziny archeologii, sztuk pięknych i sztuki azjatyckiej, w tym wystawa poświęcona malowidłom i figurom przedstawiającym Buddę. Dodatkowo część muzeum jest zarezerwowana na Children Museum. Dla mnie bomba.
Długo oczekiwane Kimchi Museum - kimchi art, różne rodzaje kimchi, a nawet wystawa poświęcona wartościom odżywczym tego kulinarnego fenomenu. I mapa ukazująca gdzie i w jakich ilościach jest eksportowane kimchi (jak się okazuje Japonia z wynikiem 93,2% przoduje, Niemcy czy Wielka Brytanie to jedyne 0,1%).
Muzeum na 4 z plusem, szkoda, że nie sprzedają koszulek czy magnesów z kimchi, przynajmniej były kapuściane kubki.
Udało mi się również dotrzeć do pałacu Gyeongbokgung, jednego z pięciu Wielkich Pałaców zbudowanych w trakcie panowania dynastii Joseon. Wielki kompleks, którego częścią jest m.in. muzeum etnograficzne (koreańskie muzea mogą się pochwalić naprawdę pomysłowymi wystawami).
Wikipedia twierdzi, że "The name of the palace, "Gyeongbokgung," translates in English as "Palace Greatly Blessed by Heaven." Więc pewnie jest to prawda.
Trafiłam również na seulski pchli targ, do dzielnicy Bukcheon, słynącej z oryginalnej koreańskiej zabudowy, i do jednej z świątyń buddyjskich. Dobry hang out nie jest zły.
Seul by night
Nocny Seul był grany 3 dni z rzędu, pierwszego dnia w miejscu, gdzie serwują kimchi pancakes (inaczej kimchi pizza) i makoli, tzn. rodzaj alkoholu z ryżu, który wygląda jak mleko. I być może tak smakuje. Nie wiem, nie próbowałam.
Kimchi pizza wygląda jak pizza, wielki, okrągły kawał ciasta z warzywami, ewentualnie z mięsem czy mieszkańcami morza. Spośród azjatyckich nacji Koreańczycy przodują w piciu, choć narodowe drinki są raczej słabe (np. makoli ma 6%).
Piątkowy wieczór to party ze znajomymi Maru, mojego hosta z Couch Surfing. Ekipa z różnych części świata, tańce w rytmie hiszpańskich hitów (w końcu były aż 3 hiszpańskojęzyczne osoby)i zmiana miejsca biesiady średnio co 2 godziny. Zakończenie wypadło na jakiś pub z muzyką puszczaną z youtube.
Ostatni wieczór to skromny hang out w centrum Seulu. Więcej neonów niż w Busanie. To na pewno.
Aż sama się dziwię jak to możliwe, że ze swoją postawą straiht edge dałam się wciągnąć w ten clubbing. At least it's new Korean experience.
Lotte World
Bodajże najbardziej szalona rzecz, jaką udało mi się do tej pory przedsięwziąć.
Nie sądziłam, że odważę się spróbować takie rewelacje jak Gyro Drop czy Atlantic Adventure ("Be careful of the start~ A sudden rise at the speed of 80 km an hour to a height of 21m at an angle of 72 degrees.").
Gyro Drop to jedyne 70 metrów nad ziemią, kilka sekund i... " Nobody knows when it falls~ Take a deep breath and count numbers~ ". Samo odliczanie było chyba najmniej miłym momentem, ponieważ wiesz, że za chwilę polecisz szybko w dół a twój żołądek przesunie się w okolice serca. Sam wjazd na górę jest przyjemny, ale lot w dół to heart attack w czystej postaci.
Atlantic Adventure to roller coster i zjeżdżalnia w jednym. Szybko, intensywnie i miejscami przechylenie kąta siedzenia o 72 stopnie. 10 minut dochodziłam do siebie, nogi jakoś mimowolnie same się trzęsły.
Pozostałe atrakcje Lotte World nie pozostają w tyle, French Revolution (ponownie roller coster), The Adventures of Sindbad czy Jungle Adventure powalają wystrojem, przygotowaniem i feerią barw.
Best place ever!
Seoul by bike
Dzięki Maru miałam szansę pojeździć na rowerze po seulskich ulicach. Tylko czekałam na moment, kiedy jakiś motor wyceluje akurat we mnie. Koreańscy motocykliści jeżdżą po chodniku, więc nawet jako przechodzień musisz uważać. Kolejna sprawa, na ulicy wymijają od prawej strony i przeciskają się wszelkimi dostępnymi sposobami do przodu, więc w natłoku ulicznych dźwięków starasz się wyłapać nadciągający motor.
Fun fun fun.
Weekend zakończył się hang outem z 3 znajomymi Koreańczykami. Jedna z busańskich plaży posiada nową atrakcję w postaci śpiewających fontann (czyli powtórka z rozrywki z Erewanu lub Pragi - Křižíkova fontána). Barwne widowisko z możliwością taplania się w fontannie po pokazie.
W trakcie hang outu dowiedziałam się, że koreańskie społeczeństwo nadal nie akceptuje wspólnego mieszkania par przed ślubem. Obecnie zdarza się to częściej, jednak nadal panuje pogląd, że dopiero małżeństwo upoważnia dwoje ludzi do wspólnego zamieszkania.
Trochę zaskakujący kontrast patrząc na nowoczesność Korei i chociażby odważną miejscami kinematografię.
Więcej takich weekendów.

Comments
Post a Comment