Posts

Showing posts from August, 2009

Dzień 93: Seul rowerowo. Seoul hardcorowo

Trzy ostatnie dni w Korei i zarazem trzy ostatnie dni w Seulu. W sobotę trafiłam na koncert hard core'owy, w zasadzie z 6 kapel, 4 grały niemal to samo, ale i tak się cieszę, że tam trafiłam. Że zobaczyłam moshujące Koreanki, koreańską zabawę w tłumie i byłam w świetnym klubie, w zasadzie w piwnicy przerobionej częściowo na klub. Trafiłam również do Loving Hut, prześwietnej restauracji wegańskiej. Ceny przystępne, i Sweet Coffee Soy Latte... Brak pytań. Jutro wylot, więc kończę. Dopiszę już w PL...

Dzień 90: Ostatni dzień w Busanie :(

"Bye, bye Busan, bye, bye" parafrazując jedną z wczesnych piosenek Madonny. Ostatni dzień w tym świetnym mieście. Mieście moich inspiracji i niekończących się wzgórz. Pożegnanie z dzieciakami i moim koreańskim przyjacielem, któremu dużo zawdzięczam. Ostatni hang out po Seomyeon, okolicach Gwanagli beach. I ostatnia herbata w Tom'n'Tom's Cafe. Nostalgia, wiem. Jestem typem człowieka, który przyzwyczaja się do miejsc, ludzi, nawet przedmiotów i potem rozpamiętuje często odwiedzane miejsca, spotkanych ludzi... Jutro Seul, koncert, kilka ostatnich szans na spotkanie Koreą. Ostatni Koreański hicior - Tohoshinki.

Dzień 87: Jeju...

Image
Nie przypuszczałam, że Jeju Island aż tak mnie zauroczy. Przez 3 dni pobytu jeździłam na rowerze, motorze, autostopem a nawet skorzystać z autobusu i podziwiać kunszt kiczowatego wystroju. I po raz pierwszy w życiu miałam okazję pływać w oceanie, dokładnie w dzień moich urodzin. Ale od początku. Prom z Busanu do JejuSi. Naiwnie liczyłam na to, że w trzeciej klasie będzie łóżko czy chociaż materac. Zero materaca (za to dostałam prostokątną, niewygodną poduszkę), spanie w pokoju typu open space i 40 osobami wokół. 11 godzin przekręcania się z jednego boku na drugi, przypadkowego stykania się stopami z pozostałymi śpiącymi. W Korei istnieje inne pojęcie dystansu między ludźmi. Podchodzą blisko, stoisz w kolejce i ktoś chucha Ci na szyję, w metrze siedzisz w ścisku między babcią w daszku a dziewczyną w kwadratowych okularach typu "telewizor". Wróćmy do Jeju. Moja pierwsza myśl: Jak tu zielono! Klockowata architektura mieszająca się z zielonymi połaciami parku, który pnie się hen ...

Dzień 82: farewell

Image
Oficjalne pożegnanie w centrum. Impreza specjalnie dla nas... dla mnie i Sandy. Tort, listy pożegnalne od dzieciaków, prezenty i wspólne zdjęcia. Totalnie się wzruszyłam. Wszyscy śpiewali koreańską blessing song i w tym momencie zmiękły mi kolana i łezka zakręciła się w oku. Cieszę się, że po powrocie z Jeju Island wracam do centrum. Cztery ostatnie dni w Busanie, cztery dni bycia Emi The Teacher. Przyznaję, że mimo całego pozytywnego tła, jest to dla mnie piekielnie smutna piosenka. Rozmawiałam dziś z jedną z nauczycielek i powiedziała mi coś, co jest co najmniej zaskakujące i zaskakujące. "Chciałabym, by moja córka wyrosła na kogoś takiego jak ty". Uderzyły mnie te słowa, bo skąd niby ja mogę zasługiwać na takie wyróżnienie. Jeszcze jedno wydarzenie. Pokaz moich fotograficznych wypocin. Wszystkie dzieciaki z centrum oglądały uwiecznione przeze mnie twarze. Śmiechy, hihy, wrzaski. Chyba największe zdziwienie nastało w gronie osób, które do tej pory były przeciwne nakłanianiu...

Dzień 80: Na szybko

Image
Obóz z dzieciakami był świetny. Więcej jutro, dochodzi 3 rano. Kilka zdjęć z kempu, kilka starszych z centrum. I kolejne koreańskie hiciory. Przedstawiam 2NE1 "I Don't Care". Słyszę to wszędzie, w sklepie, komórka, w centrum. I Wonder Girl "Nobody". Początek klipu dość... fizjologiczny.

Dzień 78: Millak

Image
Millak a dokładniej Millak-dong (-dong czyli port). Dziś udałam się z aparatem w Millakdong z nadzieją, że złowię w obiektyw jedną z rybnych restauracji z gigantycznym plastikowym krabem nad drzwiami. W Busanie jest ich sporo (w końcu miasto nad morzem), ale i tak nie złowiłam ani jednej. Po drodze wstąpiłam do centrum handlowego Shinsegae, gdzie od głównego wejścia możesz się dowiedzieć "world's biggest shopping centre". Może, gigantyczny gmach z lodowiskiem, ponad 6 pięter i zalewający ze wszystkich stron luksus. To nie były sklepy, ale nowoczesne, markowe galerie sztuki odzieżowej. Popatrzyłam na swoje trampki, sprane szorty z naszywką 7 Seconds i zmieszałam się z tłumem. Ciekawe, czy zarząd Shinsegae pozwoliłby George'owi Romero na nakręcenie remake'u "Świtu żywych trupów". Patrząc z 6 piętra na hordę rodziców z dziećmi, czekających aż koleś na szczudłach skręci dla nich zwierzaka z balonów, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że oto tam na dole są zombi...

Dzień 77: forever but ending

Image
Od kilku dni mam kiepski nastrój. Myślę o tym, że już niedługo opuszczę Koreę i wrócę do swoich europejskich reali. I nie mogę znieść wizji kiedy wsiądę do samolotu, a później 8 godzin myślenia i wspominania o tym, co zostawiłam tutaj. Więc staram się wykorzystać te dni, odsunęłam na dalszy plan Japonię czy Hong Kong i zostaje koreańskie Jeju. I więcej zdjęć, więcej Busanu. Dziś dzięki Hoonowi i jego znajomym miałam okazję zagrać w koreański bilard, zabijać czas w jednej z kawiarni w Seyomyen, robić zdjęcia i po prostu śmiać się. Thanks, thanks, thanks. Seyomyen w dwóch odsłonach. Znaczy ścisłe centrum w nocy.
Image

Dzień 72: rejoicing at Busan

Image
Powoli dociera do mnie, że czas płynie jakby szybciej i zbliża się dzień powrotu. I z każdym dniem coraz bardziej sobie uzmysławiam jak jestem szczęśliwa w Korei, w Busanie. Nawet zaczęłam porównywać Busan do Wrocławia: oba miasta nie są stolicami i nie brak w nich rozrywek kulturalnych. Wrocław jest płaski jak deska i ma bliżej do gór, niż do morza, Busan to wielki zbiór pagórków, w czym przypomina mi San Francisco, no i jest morze. W obu miastach mam swoje miejsca i czuję się na tyle dobrze, że mogłabym tu mieszkać rok, dwa... Znajduję nowe zakamarki, skróty, doświadczam niezwykłych wydarzeń dnia zwykłego (lub po prostu je wynajduję lub one dziwnym sposobem natrafiają na mnie). I czuję się naprawdę szczęśliwa. Jakiś czas temu jedna znajoma powiedziała mi, że poszukuje swojego sposobu podróżowania, i nie chodzi o to czy wybrać autobus czy autostop, ale chce znaleźć swoją metodę odkrywania świata. Osobiście nie stawiam sobie takich pytań, ponieważ znalazłam mój sposób: podwożą Cię przy...