Dzień 13: KKK: Kocham Koreańską Kuchnię


AAA! Niedawno wróciłam z bodajże najlepszej kolacji mojego życia. Moje trzewia nadal radośnie tańczą walca z ryżowym deserem, sojowymi pysznościami i herbatą śliwkową a ja wprost nie mogę się nacieszyć kulinarnym odkryciem roku. Dzisiejsza kolacja przebiła palisadki z Vegan Thai w Londynie, muzułmański posiłek w Aleppo i wegański, szwedzki stół w Wiedniu. Od chwili gdy zobaczyłam tę radosną feerię barw na dwóch, długich stołach i kilkadziesiąt przystawek, nie schodzi mi uśmiech z twarzy. Nie wiedziałam od czego zacząć, więc po kolei: trochę sojowych steków, jakieś czerwone kulki, potem warzywa obsmażane w panierce, panierowany kotlet, dwa rodzaje kimchi, glony, ciasteczko ryżowe, kimbob.... Potem zupa glonowa z noodlami, deser ryżowy, mrożone lichi, herbata śliwkowa.... W którymś momencie straciłam rachubę oddając się błogiej przyjemności kosztowania po kolei każdego ze specjałów, i jedno jest pewne: że chcę tam wrócić! Namiary wzięłam i z tego, co się dowiedziałam, jest to restauracja dla buddystów, w całej Azji są podobne wege miejsca, gdzie za niewielkie pieniądze można się delektować wege pysznościami.
Poniżej dokumentacja wizyty w restauracji specjalizującej się w tofu:
Mile zapowiadająca się wystawa (nawet, gdy jest plastikowa):
Przystawka
Finally.. Zupa Master Tofu
Z innej beczki. Dziś byłam na „World Famous Fish Market Jagalchi. Come, Buy and Eat”.
Dokładnie taki był napis na bramie wejściowej i przyznaję, że jest to świetnee miejsce do robienia zdjęć, sprzedawcy, dziwne stwory w miskach i akwariach, ale.... nigdy nie widziałam tyle zwierząt przeznaczonych na rzeź w jednym miejscu. A już tym bardziej zwątpiłam, jak zobaczyłam obdartego ze skóry, żyjącego jeszcze i poruszającego się węgorza czy rozrywanego na żywca kraba. Jasne, ryba czy inne morskie stworzenie nie krzyknie, nawet okiem nie da znać, że go boli, ale czy to znaczy, że to zwierzę, nie ma nerwów? Ma prymitywny system nerwowy i nawet abstrahując od tego czy odczuwa ból czy nie, to odzieranie na żywca ze skóry jest totalnie niehumanitarnym, okrutnym aktem. Dlatego tym bardziej się dziwię jak ktoś, to uznaje się za wegetarianina wpuszcza na swój talerz „owoce morza”. Czy ryby rosną na drzewach? Pokaż mi takie drzewo.
A swoją drogą nie wiedziałam, że ludzie jedzą nawet morskie robale, który wyglądają jak chodzące jelita z czułkami. Więcej na:
http://en.wikipedia.org/wiki/Sea_worm
Tyle atrakcji na jeden dzień, jutro idę w plener (blokowiska...).
Mam nadzieję że jak się spotkamy ugotujesz mi coś podobnego...no poza tymi robalami i owocami morza.
ReplyDeleteMarcin bba
Najpierw prawie umarlam z zazdrosci czytajac o tych wege pysznosciach, ale na szczescie na zakonczenie zawarlas ten fragment o robalach morskich, wiec mi sie wyrownalo. Odechcialo mi sie nawet mojej kanapki:)
ReplyDeleteTy ziom, zapodaj jakies koreanskie przepisy, bo pomysly mi sie koncza. Kupilam sobie algi w chinskim sklepie, ale nie maja smaku
ReplyDelete