Dzień 1: Help yourself and try kimchi!

Zanim przejdę do części głównej, kilka słów o samym akcie podróży do Seulu. W pewnym momencie, właściwie od samego początku, był trochę skomplikowany, ponieważ zdecydowałam się na autokar z Pragi (co było z kolei związane z uczestnictwem w szkoleniu pod Pardubicami) do Berlina a stamtąd lot do Seulu z przesiadką w Helsinkach. Swoją drogą Finnair potrafi naprawdę zadbać o (wegańskiego) pasażera. Począwszy od wegańskich kanapek w samolocie z Berlina, poprzez szeroki wybór filmów, seriali (w tym Simpsonowie i Family Guy), muzyki i gier w samolocie z Helsinek. Do tego pilot, kocyk, poduszka pod głowę, kawa czy herbata wedle uznania i wegańskie posiłki... Latać nie umierać. I chyba jest to jedyny powód, dla którego nie mogę doczekać się powrotu, wegańskie all-inclusive... Nice.

Zdobycie wizy na granicy i sama przeprawa przez miasto do naszego (towarzyszy mi jeszcze znajoma z Czech, Štěpanka) hosta z Couch Surfing również upłynęła bezstresowo, tym bardziej, że już na lotnisku sympatyczny Koreańczyk okazał się bardzo pomocny:

- Tym pociągiem nie jedźcie. Zaraz przyjedzie ekspresowy.

A następnie pomógł nam się przeprawić metrem przez miasto.

Moją uwagę zwróciły przede wszystkim:
1. Dużo osób w okularach, w wielu przypadkach w kształcie telewizora Unitra.
2. Zero przerw między siedzącymi obok siebie ludźmi. W Polsce panuje zasada 20 cm odstępu, tu chyba nikomu to nie przeszkadza.

Kevin, nasz host, okazał się naprawdę sympatycznym, wesołym Irlandczykiem, z zadziwiającą wręcz znajomością koreańskiego (koreański wygląda jak krzaczki z główkami, w przeciwieństwie do krzaczków chińskich, bez główek).

Okolica jest dość kolorowa, niezliczona ilość neonów z napisem DVD (czyli pokoje, w których można za niewielką opłatą oglądać filmy na DVD), barów karaoke, fast foodów i kawiarni. W pobliskim sklepie znalazłam również sprzyjające zapowiedzi wegańskiej strawy, takie jak:

Ginger Soy drink – mistrzowskie połączenie imbiru z mlekiem sojowym
Tofu o konsystencji twarogu o smaku orzechów włoskich – idealnie by się wkomponowało w sernik

Półki w sklepie są wypełnione po brzegi tofu, wyrobami z soi, mimo to nie zawsze, a w zasadzie jak na razie w ogóle, nie ma napisanego składu po angielsku. Typical.
Udaliśmy się również do tutejszej jadłodajni, która jak się okazuje serwuje nie tylko kimchi, ale również wegańskie jedzonko bibimbap, czyli pikantny ryż wymieszany z grzybami, kiełkami, i warzywami (jedynie trzeb poprosić o nie nakładanie jaja na wierzch). Dodatkowo przystawki, pierogi z tofu i żółta rzodkiewka. Koreańczycy używają zazwyczaj metalowych pałeczek do wszystkiego, zaś łyżki do ryżu, i dzielą się jedzeniem, co mnie chyba cieszy najbardziej.
Oprócz pomocy Koreańczyków w przeprawie przez miasto, miałam szczęście doświadczyć absurdalnego wręcz aktu pomocy: rozpętała się burza, przeokrutnie lało i przez pryzmat kropli deszczu nie mogłyśmy znaleźć naszej ulicy. Zajrzałyśmy do otwartej recepcji, jak się okazało było to przedszkole. Ktoś przyniósł ręcznik, abyśmy się wytarły, ktoś sprawdził na mapie jak mamy dojść, zaciekawione dzieci przybiegły się przywitać, a w końcu dyrektorka przedszkola podwiozła nas dwie ulice dalej autem. W zasadzie mogłyśmy jakoś przebiec na dystans na pieszo, ale pani się uparła a tym samym zyskałam kolejny dowód koreańskiej życzliwości. I zapowiedź tego, że z autostopem w Korei nie powinno być żadnych problemów (w sumie jest to jeden z głównych celów dla których tu przyjechałam).

Ostatnią atrakcją był mini obchód miasta, architektonicznie raczej nowocześnie, krajobraz z wybijającymi się do góry biurowcami, po środku płynie strumień ciągnący się 10 kilometrów (jeden z pomysłów miejskich władz jak przyciągnąć więcej turystów do miasta).
Jeszcze nocny powrót taksówką i widok autostradowych serpentyn, feerie neonów i wszędobylskie „krzaczki z główkami”.
Trochę jestem oszołomiona faktem, że w końcu tu jestem, co prawda nie spałam prawie 3 dni (z przerwami na drzemkę w samolocie), ale nawet nie daje się to we znaki, podobnie jak zmiana czasu.
Jutro będzie jeszcze ciekawiej, zaczyna się wspólne dla wszystkich wolontariuszy szkolenie. See you then!

p.s. Dear Al, as you see, there is a bigger range of vegan products, than you warned me. Get your ass to South Korea whilst visiting Taiwan!

Kimchi - (za: Wikipedia)Kimchi jest tradycyjnym daniem koreańskim składającym się z fermentowanych lub kiszonych warzyw, głównie kapusty oraz papryczek chili.

Główne składniki to kapusta pekińska (albo chińska), rzodkiew japońska, czosnek, papryka chili, cebula, marynowane krewetki lub inne owoce morza, imbir, sól oraz cukier. Najpopularniejsze kimchi (baechu kimchi) składa się z kiszonej kapusty chińskiej, jest mocno posolone i zawiera chili, imbir oraz czosnek. Istnieje wiele innych wariantów tej potrawy, często o zasięgu lokalnym oraz sezonowym, włączając w to np. kaktugi bazujące na rzodkwi, bez dodatku kapusty. Można także przyrządzać tę potrawę z innymi rodzajami kapusty, otrzymuje się wtedy danie bardziej "lekkie" i mniej pikantne.

Comments

Post a Comment

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat