Pari' et Bordo'
Dwa dni temu bylam w Bordeaux:
Jest francusko. Haute couture i powolne delektowanie sie jedzeniem. Wegetuje w St Michel, czyli na starowce w Bordeuax, w kamienicy z poczatku XVIII wieku, ktora oprocz hosta z couchsurfingu, zamieszkuje wielki, spasiony kot o imieniu Sza Szu.
Chodzac po Bordeaux mam wrazenie, ze stara zabudowa nigdy sie nie konczy, charakterystyczne dwupietrowe budynki z drewnianymi okiennicami i dekorowanymi balkonami ciagna sie niczym waz. Jedna waska uliczka za druga, i tylko barwnych tynkow brakuje, aby rozkleic sie jak w japonskiej mandze.
Zawsze powtarzam, ze wszystkie drogi prowadza nie do Rzymu, ale do Tesco, wiec we Francji wszystkie drogi prowadza do znanego rowniez w Posce Kerszczura. Ledwo wysiadlam z pociagu (nowy InterRail dziala lepiej, niz swietnie) i ufdalo mi sie zrecyklowac cukinie i marchewki. Sweet.
A teraz "rewizytuje" Paryz:
Nie sadzilam, ze szczury moga byc tak bezczelne. W Paryzu potrafia biegac ot tak miedzy zapatrzonymi...