Z wizytą u Robin Wursta

Hajlajf: Wegańskie wursty Lindy McCartney (i sojogurty made in Asda). Jazda na holenderce (na zmianę z ostrym kołem). Lokalny comicshop (zarejestrowałam komiks "Emitown" - lol). Hipis party z nutą reggae (i ziom w spodniach w kwiaty). Wieczorna jazda na rolkach (i polsko-romskie getto). Dumpsterdiving u Turasów (6 melonów i limonki). Hangout ze znajomym i zaleganie przed komputerem (ultimate utub seszyn). To był definitywnie udany wypad do Nottingham. Przy okazji Hi5 dla Dżastina i ekipy z Radford blvd.

Właśnie zalegam na "swojej" półce (zdjęcia wkrótce), słucham Tetrisa na zmianę z HiFi Bandą i myślę o tym jak to fajnie żyć z dnia na dzień, czytać książki na parapecie, budzić się o 12 i po prostu płynąć powoli do przodu. Dzień za dniem. Moje DNA ma zakodowaną informację o towarzyszącym mi trafie i bazując na tym płynę dalej wierząc, że moja łódka wpływa do bezpiecznych portów. Czasem pojawią się jacyś morscy piraci i inni hackerzy, ale nie daję się. I tak np. właśnie dowiedziałam się, że przez najbliższe dwa m-ce mam rower. I mimo, że nadal nie mam swojego miejsca, i tak jestem w "Yuppi!" nastroju.

Piosenka dnia. Plus za świetną nutę, tekst i oczywiście teledysk.

Comments

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat