dejs off end mystikal Łowinia
Bo czy można nazwać stratą czasu jazdę Vespą po autostradzie z szalonym Włochem? Lub zjazd materacem po schodach? Czy nawet jazdę na rowerze po pokoju (wychodzą niemal regularne kółka jak w cyrku, tylko na zakrętach rower trochę nie wyrabia i trzeba się nogą podpierać).
Właśnie tym zajmuje się tymczasowo bezrobotna testerka gier. Oprócz tego czyta, odpisuje na mejle, śpi z kotem i pozwala sobie stawiać tarota. Karty nie kłamią. Trzy razy stawiane trzy razy pominęły kwestię rocznej podróży po Azji, ale czeka mnie za to ‘propsperity and fertility’, w Londynie więc nie ma tego złego...
................................................................................
Podróż w krainę dzieciństwa do mistycznej Łowinii. Miejsca, gdzie wszystko się dla mnie zaczęło (podle legendy to tam spotkał się plemnik mojego ojca i komórka jajowa mojej matki). Pokój, do którego miałam ograniczony dostęp. Zbiór przypadkowych mebli i obiektów kolekcjonowanych na przestrzeni kilkudziesięciu lat: dwa solidne drewniane łóżka tworzące tzw. małżeńskie łoże, lampa pamiętająca zamierzchłe czasy designu lat 70-tych, przedwojenny obrazek święty i nieśmiertelna maska boska częstochowska. I paskudny kaczor siedzący na retro stojaku na doniczki.
Tej lipcowej nocy wszystko ułożyło się w jedną całość.
Comments
Post a Comment