Kurierka i krótka Soho story
Chciałam napisać o wkurzeniu dnia codziennego, o korkach, wiecznych pracach
drogowych w centrum, potyczkach słownych z taksiarzami, nieuwadze przechodniów,
zasranej (dosłownie!) okolicy Buckingham Palace, i o tym, jak niewdzięczna
potrafi być kurierka.
Nie, nie jestem osobą ZEN i najzwyczajniej w świecie irytują mnie wszytskie
przeszkody na drodze.
Ale ciśnienie powoli zeszło i przygotowuję się na kolejny dzień wrażeń
(sarkazm). Większość kurierów wymienia zalety tego zawodu typu poczucie
wolności czy dobra kondycja, a dla mnie zdecydowanym plusem jest Wielka Niewiadoma,
ponieważ nigdy nie jestem w stanie przewidzieć, gdzie mnie akurat wyślą, czy
będzie to jeden ze stałych klientów i paczka w1 >w1 za 2 funy czy może N16 do
W2, i do przewiezienia (URGENT!) deska do krojenia, portofolio, mikro USB za 15
funów i czasem więcej. A jak wypadnę z listy, bo dispeczer najzwyczajniej w
świecie "zapomniał", że jestem w grafiku, to zmienia to bieg wydarzeń
i mój „los” i przydział zleceń dostaje ktoś inny a ja zmieniam kierunek, by
kilka razy zrobić kurs Soho> Chanel 4 (stacja TV) i robi się nawet bardziej
niewiadomo i nieoczekiwanie. Jak masz farta, możesz trafić ultra ekspresowe
zlecenie, na które i tak musisz czekasz i mija pół, potem godzina, dochodzi do
półtora (gdzie te ekrpresowość???) a ty
niczym taksówkarz naliczasz taryfę w ramach waiting time, a tym samym
twoje zlecenie potraja swoją wartość. Sweet.
Większość klientów skupiona jest na Soho, gdzie niejednokrotnie spotykasz
celebrytów, śledzisz najnowsze trendy w modzie, masz świetną bazę coffee shopów
i jak przesiadujesz tam 9 godzin, nasiąkasz tym rytmem, masz wgląd w intymne
życie jednej z najsławniejszych i najbardziej wpływowych dzielnic na świecie.
Lubię Soho o poranku, przed ósmą rano jak z roztargnieniem budzi się do
życia. Sprzedawcy na Berwick St rozstawiają swój market, hipsterzy z firm
medialnych okupują costy i starbucksy w poszukiwaniu kofeiny, przed sklepem
Supreme ustawia się kolejka przekozaczonych nastolatków, bo Supreme właśnie
wypuścił ultra rarytas w nakładzie 100 sztuk. W porze lunchu robi się tłoczno,
wylegają na ulicę garniaki i pracownicy biur, każdy chwyta tejkałeja, jeszcze
więcej kawy i zalegając na Broadwick St czy Golden Sq pochłaniają lunch z preta
czy, zdrowiej, itsu. Po południu robi się wolniej, zaczynają się parady
turystów i zakupowiczów z największą koncentracją w okolicach Carnaby i Oxford
St.
Tyle opisu przyrody. Powyższe zdjęcia to gazownia, bynajmniej nie z Soho, ale
na tyłach mojego domu.
właśnie za korki nie lubię Warszawy, grr :)
ReplyDelete