Whooo, cars man, whyyyyyyy?

7-my tydzień na kurierce. Zaczyna się robić smutno. Szaro, MISTycznie (od 'mist' jak mgła, bynajmniej nie chodzi o metaforyczno-mistyczny aspekt kurierki, bo taki po prostu nie istnieje, przynajmniej dla mnie) i wietrznie. Wiatr równa się zimno, a ja póki co nadal nie dorobiłam się 'wiatrostopu' (tzw. windstoppera ma się rozumieć), więc jak czekam na kolejne zlecenie z książką na ławce, to najzwyczajniej w świecie marznę. A aby nie marznąć, wynajduję różne miejsca na tymczasowe przechowanie, przy okazji natrafiam na fajne kafejki, jak np St Ali na Clerkenwell Road czy niezliczone zielone skwerki, niektóre z nich, niestety, zamknięte dla publiki jako tzw. private gardens (zwłaszcza w zachodnie części Londynu, grr...).

Na głównych artyleriach turystycznych ludzie łażą niczym żyrafy na wybiegu w zoo
(albo święte krowy na ulicach New Delhi), czyli zero koncentracji na tym, co się dzieje wokół, żucie liści (metaforyczne) i powolne snucie się po sawannie (w tym wypadku ulicy dwukierunkowej bez rozglądania się na boki, jak np Oxford Street). Stąd coraz częściej prześladuje mnie wizja, by jeździć z gwizdkiem (patrz niżej).

Tak naprawdę po raz pierwszy w życiu NIE WIEM, czy lubię swoją pracę. Po prostu jest to coś, co wykonuję 9 godzin dziennie, w ramach porannego zniechęcenia nie chce mi się z początku naciskać na pedały (push, push, pushbikeee), ale potem wchodzę w rytm, robi się 'ruchliwie', aby nie użyć jakże pasującego ponglizmu jakim jest słowo 'busy'. Busy dzień lub dużo 'stand by', czytaj oczekiwania na kurs właśnie. Pod wieczór znów ciszej, a czasem kilka tzw. multidropów czyli kilka przesyłek z jednego miejsca.

I jeszcze częściej 'fakam' na ulicach. To ktoś mnie zaatakuje parasolką na światłach (przeciskanie się między pieszymi: wiedząc, że ciała A i B przemieszczają się ze stałą prędkością X, wiem, że mam przykładowo metr między ciałami A i B na prześlizgnięcie się, szkoda tylko, że ani ciało A, ani ciało B o tym nie wiedzą, na skutek czego doświadczam ataku (najczęściej) werbalnego), to taksówkarz zajedzie drogę, tudzież 'taktownie' przyblokuje mnie przy chodniku, no i klasyczne otwieranie znienacka drzwi tuż przed Twoją kierownicą (czyli za późno na HALT).

Z poniższym video zbierałam się już jakiś czas, tak czy inaczej idea gwizdka i ciągłego przeklinania pod nosem staje mi się coraz bliższa. Messengerski trailer do wirtualnego serialu 'Portlandia'. Enjoy.



Comments

Post a Comment

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat