Jestem na swoim

Właśnie tak. Cały m-c i pół mieszkania w studio w słynnym eks magazynie znanym jako Cable Street Studios. Antresola, prysznic (do soboty wyłącznie zimny), szybki internet i gigantyczne okno z widokiem na City. Po sąsiedzku hipsterka.
Mieszkam 15 minut na pieszo od Canary Wharf, które fascynuje mnie swoją szklaną sterylnością i statusem drugiego po City centrum biznesowego w Londynie (a jeszcze w latach 60-tych ubiegłego stulecia było dzielnicą dokową) . Obecnie Canary Wharf stanowi siedzibę największych bankowych molochów, przy wjeździe do kompleksu czekają gotowi do kontroli strażnicy, zaś pracujące tam happy-yuppie zieją stresem niczym smok wawelski ogniem.
Przyznam się niechlubnie, że dziś zabłądziłam tam w labiryncie podziemnego centrum handlowego, które z dala błyszczy się marmurem niczym jedna ze słynących z przepychu stacji moskiewskiego metra.
Dziś czuję rosnące we mnie poczucie szczęścia. Wraca chęć do fotografowania, w głowie kwitną projekty fotograficzne, Jutro wypełnię zbieraniem keszy a w czwartek piekę wegańskie muffiny w jednej z zaprzyjaźnionych wege firm. Jest dobrze.



Idziemy na La Papę. Barcelona, kwiecień 2011.



Dżastin. Notts', 04/2011



Aussie, German and Me. Paryż, kwiecień 2011

Comments

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat