How do you do? Do you how how?
Mi się wydaje, że ten
brytyjski nauczyciel wcale nie byłby taki znów uprzejmy, a wręcz w
przytoczonych przykładach nie uściślił co dokładnie oczekuje od
studenta, ten zaś, o ile nie czyta między wierszami (jak np ja),
nie zrozumie sugestii.
Uważam, że rzucenie
'ale tu głośno', aby wyrazić, aby ktoś się uciszył jest
pasywno-agresywnym sposobem komunikacji, który raczej niewiele wnosi do podręczników. Czy nie lepiej by brzmiało 'Could you be a bit quietter, please?' czy ' Could you check your work more carefully next time'? czy 'Could you try to write
longer essays?'. Mamy tu konkretne polecenie z zachowaniem formy
grzecznościowej. Chyba, że to moja kalka językowa, że to
po prostu mój styl, aby wchodzić z butami w oazę subtelności i
niuansów brytyjskiej small talk, której nota bene totalnie
nie rozumiem: nie nawiązuję, nie odpowiadam, nie kontynuuję.
...
- Taka deszczowa
pogoda dziś, czyż nie?
- No, deszczowa
- (cięcie).
...
Dzień dobry to
powitanie, a pytanie o dobre samopoczucie to jakby
odrębna dziedzina, tym bardziej nie rozumiem czemu miałabym rzucać
how are you do kogoś za kim np. nie przepadam, czy naprawdę
mnie obchodzi samopoczucie takiej osoby?
Przykład: Sylwia,
pracuje dla jednego z naszych klientów. Sylwia wiedziała, że
jestem z Polski, ja wiedziałam to samo o niej, jednak żadna z nas
nie odezwałaby się po polsku (co mam wrażenie jest bardzo
'polskim' zachowaniem). I za każdym razem jak dzwoniła, było
zdawkowe how are you?. Pierwsza przełamałam lody ja (mejlowo),
i teraz nie ma Jak się masz tere-fere, tylko rzeczowa gadka o
tym dlaczego dana paczka się spóźnia itd.
Zdaję sobie sprawę, że w
angielskim forma how are you to również forma powitalna i
wcale nikt nie oczekuje pełnej odpowiedzi, co najwyżej I'm all
right/fine/so so, thanks. To też
mi przeszkadza, to pytanie o samopoczucie (moja kalka językowa,
spuścizna polskiej mentalności, zwał jak zwał) bez intencji...
Pro forma jak wiele innych zwrotów w języku angielskim typu: Would
you mind to open the door for me? (Well, actually I would mind, cos I
am in the middle of doing something – totalnie nieakceptowalna odpowiedź); Do you
want to carry this for me? (tak sformułowane pytanie wymusza na nas
pomoc tejże osobie, po prostu nie ma opcji). Wydaje mi się, że za tymi formami stoi pierwsza litera w brytyjskim alfabecie, tj. A for Awkward, o czym jeszcze kiedyś napiszę.
Mogłabym
sypać przykładami jak z rękawa, niemal każdy dzień przynosi nowe
odkrycia zamaskowanej komunikacji z Brytyjczykami, której mimo
roku na anglistyce, studiów lingwistycznych i mieszkania w tym kraju od lat czterech, nadal nie odkodowałam. Nie mam
wtyczki na to. Dekodera. Hasła.
A zatem, czy naprawdę
w podręcznikach należy balansować na granicy domysłów? Czy nie
lepiej przypuszczenia, sugestie i zawoalowane formy pozostawić tekstom
literackim? Język ma przede wszystkim
funkcję komunikatywną, a więc jeśli są to polecenia czy
instrukcje, powinien się skupiać na przejrzystości komunikatu, a
nie pozostawiać domysły i sugestie.
P.S. Tytuł zaczerpnięty z powiedzenia mojej mamy, która po angielsku nie mówi, ale potrafi zagadać.
Więcej takich ;-)
ReplyDelete