do you speak cockney?

18 godzin lotu i 16 godzin snu. Bynajmniej nie w samolocie (notoryczna 'travel insomnia'), ale w stosunkowo obskurnym hostelu, jeśli można go tak określić. Jeśli widziałeś/aś film 'Plaża' z Leonardo DiCaprio, wiesz o czym mówię. Hostel wygląda dokładnie tak samo, no, może nie odnotowałam kopulującej parki za ścianą.
Jestem w Dżakarcie, jest duszno, pot ścieka z potu i jest to jedno z tych miast, gdzie granica między chodnikiem a ulicą jest mocno, jeśli nie w ogóle, zatarta. Motocykle rozpychają się wszędzie i dochodzę do wniosku, że potrącenie to kwestia czasu. 
Lokalsi są mocno sympatyczni, nienachalni w swoim zagadywaniu na ulicy i w ten oto sposób  poznałam dziś gościa, który od razu się spytał "Do you speak cockney?
No, I don't, but I live in South London. 
Poznałam też lokalnych punków, wypiłam kilka ES'ów czyli świeżo wyciskanych soków z owoców, mimo kategorycznej dezaprobaty autorów przewodnika Lonely Planet: Indonesia. Do soków dodaje się wodę i/lub lód, i stąd ryzyko załapania jednej z licznych tutaj nieprzyjaznych Europejczykom bakterii, ale prawdziwa, tropikalna biegunka to tylko kwestia czasu, więc lepiej wcześniej, niż później, nie?
Tyle na dziś. OPa. 

Comments

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat