Fracture w humerusie, czyli jak zostałam kaleką

Mój kot to kalekot, bo z królowej podwórka Rysia stała się lokalnym kaleką, kotem indoorowym, który rzadko kiedy wyściubia nos na zewnątrz. W myśl pryncypia 'z kim się zadajesz...', również stałam się kaleką, chociaż w moim przypadku przemiana miała charakter mocno outdoorowy.
Żeby się nie rozdrabniać od razu napiszę, że mam pękniętą kość ramienną.
Jeszcze rozumiem potrącenie, zajechanie drogi przez taksówkę czy nawet stłuczka z przechodniem, ale żeby tak na prostej drodze przelecieć przez kierownicę a potem jeszcze pozwolić, aby (opierając się na relacji świadków bynajmniej) rower przeleciał nade mną. W dodatku wypadek miał miejsce poza godzinami 'messengerowania', i to w trakcie 'ferii zimowych'.
Pozbierałam się jakoś, znajomy zorganizował prowizoryczny temblak z szalika na lewe ramię i zaczęłam pomału szurać w kierunku najbliższego szpitala.
Na miejscu poczułam ból, zaaplikowano mi podwójną kodeinę, zrobiono rentgen, ramię co najmniej dwukrotnie zwiększyło swoją objętość, upodabniając się do ramienia Pudziana, i dowiedziałam się, że mam fracture w humerusie czyli owo pęknięcie na samej górze kości ramiennej. Lewej kości ramiennej, gdyby były wątpliwości, dlatego też jestem w stanie stanie stukać po klawiaturze palcem wskazującym i środkowym prawej ręki.
Spanie z temblakiem nie równa się 'fun', przekręcanie się z prawego boku na plecy to jeszcze mniejszy ubaw, a już w ogóle odpada samodzielne ubranie koszulki czy zapięcie rozporka.
Wyrabiam w sobie filozofię ruchu, bo o ile położenie się z pozycji siedzącej jest izzy, to kombinacja w drugą stronę wymaga równania: lekkie przesunięcie w prawo + lekki obrót ramienia o 15 stopni + zmiana ułożenia dłoni + powoli do góry + stopniowe podnoszenia zdrowego ramienia w celu uzyskania przeciwwagi itd.
Droga z pokoju do livingu przypomina kadry z filmu 'Świt żywych trupów' - bezwiednie sunę przed siebie, kapeć za kapciem, szur szur, wlokąc za sobą smutny, spuszczony kikut lewej ręki.
Taj jak doktor przepowiedział, ramię będzie mienić się wszystkimi kolorami tęczy, zaczęło od fioleto-żółci, która rozrasta się w kierunku grawitacji.
Cóż mogę powiedzieć, karma is gonna get you, a za tydzień i tak uderzam do Maroka.



Oto prawdziwy fracture w humerusie połączony z obrzękiem i rozwijającym się siniaczeniem.

Comments

  1. Ty chyba zwariowałaś, w taim stanie chcesz leciec do Maroka?!

    ReplyDelete
    Replies
    1. e tam, zważywszy na to, że moja ręka szybko się regeneruje, za tydzień będzie w połowie jak nowa :P

      Delete
  2. zaczelas jazde na ostrym kole ..?
    troche malo szczesliwie przed wylotem.
    zdrowiej!

    ReplyDelete
    Replies
    1. koło było jak najbardziej proste, tak samo jak droga przede mną, patrz komiks

      Delete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat