faki, fiu fiu*y i k___wy

I jeszcze retardy. To mój podstawowy zasób słownictwa w trakcie pracy. No i brytyjskie thank you, excuse me where is post room/loading bay? i czasem cheers mate, żeby nie było, że totalnie zchamiłam się w pracy. Cztery tygodnie za kierownicą, 4 złapane gumy (wszystkie z ostatnich 7 dni), 3 mini wypadki, również z ostatniego tygodnia. Najpierw zaklinowałam się pedałem o krawężnik wskutek czego upadłam na (stojący) autobus. Rezultat: lekko scentrowane tylne koło, ale jadę dalej. Wczoraj wpadłam na maskę wykręcającego powoli auta, p-o-w-o-l-i czyli kierowca szybko zahamował, ja też, ale i tak polizałam maskę. Rezultat: jadę dalej. A dziś cofający kierowca nie zauważył mnie i tylko lekko szturchnął przednie koło. Jest lajtowo (hejtowo też przyznaję).
Zaopatrzyłam się w zajefajne łyżki do zmiany dętki (PEDROSy, polecam!), zatem za każdym razem, kiedy zmieniam dętkę ustalam swój nowy rekord. Mięśnie też przyzwyczaiły się do stałego wysiłku i chyba pora, by trochę przyspeedować z kursami, co chyba będzie celem na nadchodzący tydzień.
Acha, i praca w deszczu jest do kitu, ale ponoć prawdziwa frajda zaczyna się wraz z oblodzonymi ulicami. Sweeet...

photo by Chris [http://bwyh.wordpress.com/]



Comments

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat