Przed, po i w międzyczasie czyli in the meantime travel

Najpierw był Paryż. Ze swoim ulicznym przepychem, wieczornym zaleganiem na polach marsowych i totalnym poczuciem beztroski. I dużą ilością zdjęć (patrz niżej).


All photographs were taken by Chris, check out his website: http://bwyh.wordpress.com/

Potem był Londyn. Dwa dni przenoszenia swoich rzeczy w bezpieczne miejsce, dwa dni niepewności, spania na zaprzyjaźnionym skłocie, i wiem, że po powrocie czeka mnie ostateczne rozwiązanie kwestii mieszkalnej.


Jestem w zrelaksowanej i tętniącej życiem Barcelonie. Zalegam na sympatycznym polskim skłocie z ekipą, która żyje z robienia gigantycznych baniek mydlanych i skippingu (lokalnie zwanego ‘recyklingiem’). Przez skłot przewala się mnóstwo ludzi, jeszcze więcej poznaję chodząc na różne akcje i skłoty, co nadaje tempa pobytowi tutaj, i tak np. w piątek nieoczekiwanie wylądowałam o 1 w nocy w domu dopiero co poznanej meksykanki z Teksasu, która katowała mnie winylami typu ‘Schoolgirls’ i opowieściami o koreańskim romansie. A potem pojechałam na koncert iberopunka do pobliskiego skłotu, choć wcale nie gustuję w brudnym rzępoleniu z półwyspu. Po prostu nastawiam umysł na tryb ‘działanie’ i daję się ponieść temu, co przyniesie chwila, nie zastanawiając się zbytnio co i jak.

Druga strona pobytu tutaj, to zaleganie na plaży z książką, przeskakiwanie przez bramki w metrze i bogactwo jedzenia wysypujące się z pobliskich śmietników. W centrum znajduje się multum lokalów przyjaznych dla wegan (np. vegan bar Gopal), w lodziarniach dostępne są przepyszne lody sojowe a na półkach z jogurtami stoją sojowe Danone’y (czym nie mam zamiaru propagować tejże marki).

Przypominam sobie mój ostatni pobyt w Barcelonie, odwiedzane miejsca, moje podejście do tego miasta, towarzyszące mi poczucie wyobcowania i to, jak czuję się teraz. Jak powoli wdrążam się w tutejszą załogę, jak przecieram swoje barcelońskie skróty i szlaki, jak odkrywam łatwość życia tutaj i jak nabieram powietrza w płuca. Jakże inaczej wpływa na mnie dawka świeżych promieni słonecznych z południa, aura miasta, gdzie w co drugim słyszanym zdaniu pojawia się słowo ‘tranquillo’ (‘spokojny’). To już nie jest zasmogowany, zestresowany Londyn, ale wyluzowana stolica Katalonii, w której najzwyczajniej w świecie łapię równowagę i oddycham pełną piersią.


Zapiski z Hiszpani 2006


Three European cities. Paris – London – Barcelona.

Had felt nearly like home staying with Shobhana and other CSurfers at her parisian appartment. Felt emotionally homeless back in generally hostile London. Feel so good in Barcelona. Staying at the friendly squat with super – nice Poles. We dumpsterdive (or ‘recycle’, to use more Spanish term) heaps of fruit and veg found in nearby supermarkets, we helped with cooking for ‘Zombie movies night’ and fun is gonna last few more days. Living here, like in London, can be moneyless, but the sun appears more often in Barcelona’s sky.

Comments

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat