Jižní Korea v Praze čili pozvánka na prezentaci a další příběhy z Prahy
Ahoj,
chtěla jsem Vás pozvat na prezentaci o Jižní Korei, kterou budu předvádět.
Takhle, slovem úvodu...
"Zpočátku vypadalo, že bude to jen dobrovolnický projekt v exotické zemi a dobrodružství na 3 měsíce. Pak se ukázalo, že mě tato cesta ovlivnila nejen ze strany zážitků, ale především mi otevřela hlavu na spoustu nových věcí. Navíc jsem měla možnost zkusit nové věci jako jízdu na motorce, korejský autostop nebo korejský jídelníček ve veganské verzi..."
Co víc? Dozvíte se ode mě, když přijdete :)
Kde: pražská kancelář INEX-SDA: Varšavská 30, 120 00 Praha 2 - Vinohrady
Kdy: 30.3.2010, 18.30
Víc informací: www.inexsda.cz.

Dear friends,
I'd like to invite you to a presentation on Korea.
The presentation is going to be about volunteer project I participated in Korea, Korean cuisine and of course about my own experiences there (inlcuding motorbike trips, hitchhike in Korea and others...).
Where: INEX-SDA office: Varšavská 30, 120 00 Praha 2 - Vinohrady
When: 30.3.2010, 18.30
See you there!
....................................................................
Dziś miało miejsce zdarzenie z rodzaju tych nieoczekiwanych. Kiedy owo NIEOCZEKIWANE powstaje jakby na złość i w dodatku powstaje z własnej (no przecież), ludzkiej (jakże by inaczej) głupoty (no właśnie). Otóż, miałam jechać do Liberca, skończyłam pracę (a propos, jobeless person znalazła pracę) przed czasem, na całkowitym chilloucie poszłam na obiad, odwiedziłam współlokatorkę w miejscu pracy, po czym zupełnie spokojnie udałam się na dworzec autobusowy Florenc. Czekając na autobus siedziałam na ławce na peronie nr 6, dumałam nad wiosennym żywotem i przeglądałam najnowszą edycję czeskiego VICE'a.
Pozostało 10 minut do odjazdu a autobusu jak nie było, tak nie ma (nietrudno go zresztą wyłapać wzrokiem, STUDENT AGENCY s r.o. nie oszczędza na żółtej farbie na swoich pojazdach). Lekko zaniepokojona udałam się do kasy, gdzie dowiedziałam się, że ależ oczywiście, autobus odjeżdża z peronu 6, ale z Czarnego Mostu a nie z Florenca. Patrzę osłupiała na kasjera, patrzę osłupiała na bilet, i znów na kasjera. I ponownie na bilet. SIC! Czarno na białym jak czarne paski na zebrze, napisane „Odjezd: Praha – Černý Most”. SIC!
I w ten oto sposób nie dotarłam do Liberca. I zamiast wkurzać się, irytować i przeklinać w duchu, że to przecież moja wina, moje niedopatrzenie i zarazem moja głupota, po prostu zaczęłam się śmiać. Szczątkowa, wewnętrzna naiwność podpowiada mi w takich momentach, że to pewnie ma jakiś ukryty sens. Że skoro nie wyszła taka opcja, to MUSI się stać coś, co skieruje to wydarzenie na boczne tory. Nieoczekiwany zwrot akcji, który nabierze głębszego sensu niż nieudane i niespełnione przedsięwzięcie.
I stało się, bo mając przy sobie aparat załapałam się na kilka zajebistych (to chyba drugi wulgaryzm, który użyłam na tym blogu, a może pierwszy?) scen z życia miasta. Na kilka scen z rodzaju TU i TERAZ jak na przykład tzw. miejski żul obserwujący plakat teatru narodowego. Uderza Cię ten kontrast. Że ktoś taki obszarpany i brudny spogląda na kawałek papieru informujący o wydarzeniu kulturalnym z najwyższej półki. A za minutę ten sam osobnik szczerzy się ze swym diabelskim uśmieszkiem do obiektywu i przyzwala na fotografowanie. Zobaczymy jak wyjdzie film. Udało mi się również spotkać z dawno niewidzianą znajomą, i pośrednio dzięki NIEJ, i dzięki temu, że poszłyśmy akurat do TEGO miejsca, jadę w niedzielę jako wolontariuszka do schroniska dla zwierząt. *__*
Nie wierzę w przypadek lub w przeznaczenie, ale czasami jakaś przedziwna forma działań przyczynowo-skutkowych wmiesza się w codzienność, urozmaici ją i potem analizujesz, że gdyby nie miało miejsce zdarzenie A, nie doszłoby do zdarzenia B, C i kolejnych.
Często-gęsto wpadam w takie zdarzenia i poddając się im po prostu płynę, płynę z prądem niepewna, gdzie mnie tym razem poniesie. Na razie nie natrafiłam na mielizny i mój kajak dryfuje dalej. Uff.
Ulegam wiosennej euforii. Totalnie. Poprzez jazdę na rowerze, jazdę w metrze, w tramwaju, posiadówki w parku Stromovka, nawet w trakcie pracy (jakby nie było 4 godziny na słońcu robi swoje).
Tyle rozmarzania się.
Dobranoc.
chtěla jsem Vás pozvat na prezentaci o Jižní Korei, kterou budu předvádět.
Takhle, slovem úvodu...
"Zpočátku vypadalo, že bude to jen dobrovolnický projekt v exotické zemi a dobrodružství na 3 měsíce. Pak se ukázalo, že mě tato cesta ovlivnila nejen ze strany zážitků, ale především mi otevřela hlavu na spoustu nových věcí. Navíc jsem měla možnost zkusit nové věci jako jízdu na motorce, korejský autostop nebo korejský jídelníček ve veganské verzi..."
Co víc? Dozvíte se ode mě, když přijdete :)
Kde: pražská kancelář INEX-SDA: Varšavská 30, 120 00 Praha 2 - Vinohrady
Kdy: 30.3.2010, 18.30
Víc informací: www.inexsda.cz.

Dear friends,
I'd like to invite you to a presentation on Korea.
The presentation is going to be about volunteer project I participated in Korea, Korean cuisine and of course about my own experiences there (inlcuding motorbike trips, hitchhike in Korea and others...).
Where: INEX-SDA office: Varšavská 30, 120 00 Praha 2 - Vinohrady
When: 30.3.2010, 18.30
See you there!
....................................................................
Dziś miało miejsce zdarzenie z rodzaju tych nieoczekiwanych. Kiedy owo NIEOCZEKIWANE powstaje jakby na złość i w dodatku powstaje z własnej (no przecież), ludzkiej (jakże by inaczej) głupoty (no właśnie). Otóż, miałam jechać do Liberca, skończyłam pracę (a propos, jobeless person znalazła pracę) przed czasem, na całkowitym chilloucie poszłam na obiad, odwiedziłam współlokatorkę w miejscu pracy, po czym zupełnie spokojnie udałam się na dworzec autobusowy Florenc. Czekając na autobus siedziałam na ławce na peronie nr 6, dumałam nad wiosennym żywotem i przeglądałam najnowszą edycję czeskiego VICE'a.
Pozostało 10 minut do odjazdu a autobusu jak nie było, tak nie ma (nietrudno go zresztą wyłapać wzrokiem, STUDENT AGENCY s r.o. nie oszczędza na żółtej farbie na swoich pojazdach). Lekko zaniepokojona udałam się do kasy, gdzie dowiedziałam się, że ależ oczywiście, autobus odjeżdża z peronu 6, ale z Czarnego Mostu a nie z Florenca. Patrzę osłupiała na kasjera, patrzę osłupiała na bilet, i znów na kasjera. I ponownie na bilet. SIC! Czarno na białym jak czarne paski na zebrze, napisane „Odjezd: Praha – Černý Most”. SIC!
I w ten oto sposób nie dotarłam do Liberca. I zamiast wkurzać się, irytować i przeklinać w duchu, że to przecież moja wina, moje niedopatrzenie i zarazem moja głupota, po prostu zaczęłam się śmiać. Szczątkowa, wewnętrzna naiwność podpowiada mi w takich momentach, że to pewnie ma jakiś ukryty sens. Że skoro nie wyszła taka opcja, to MUSI się stać coś, co skieruje to wydarzenie na boczne tory. Nieoczekiwany zwrot akcji, który nabierze głębszego sensu niż nieudane i niespełnione przedsięwzięcie.
I stało się, bo mając przy sobie aparat załapałam się na kilka zajebistych (to chyba drugi wulgaryzm, który użyłam na tym blogu, a może pierwszy?) scen z życia miasta. Na kilka scen z rodzaju TU i TERAZ jak na przykład tzw. miejski żul obserwujący plakat teatru narodowego. Uderza Cię ten kontrast. Że ktoś taki obszarpany i brudny spogląda na kawałek papieru informujący o wydarzeniu kulturalnym z najwyższej półki. A za minutę ten sam osobnik szczerzy się ze swym diabelskim uśmieszkiem do obiektywu i przyzwala na fotografowanie. Zobaczymy jak wyjdzie film. Udało mi się również spotkać z dawno niewidzianą znajomą, i pośrednio dzięki NIEJ, i dzięki temu, że poszłyśmy akurat do TEGO miejsca, jadę w niedzielę jako wolontariuszka do schroniska dla zwierząt. *__*
Nie wierzę w przypadek lub w przeznaczenie, ale czasami jakaś przedziwna forma działań przyczynowo-skutkowych wmiesza się w codzienność, urozmaici ją i potem analizujesz, że gdyby nie miało miejsce zdarzenie A, nie doszłoby do zdarzenia B, C i kolejnych.
Często-gęsto wpadam w takie zdarzenia i poddając się im po prostu płynę, płynę z prądem niepewna, gdzie mnie tym razem poniesie. Na razie nie natrafiłam na mielizny i mój kajak dryfuje dalej. Uff.
Ulegam wiosennej euforii. Totalnie. Poprzez jazdę na rowerze, jazdę w metrze, w tramwaju, posiadówki w parku Stromovka, nawet w trakcie pracy (jakby nie było 4 godziny na słońcu robi swoje).
Tyle rozmarzania się.
Dobranoc.

Comments
Post a Comment