Pierwsza w nocy

Minęło prawie 5 lat od ostatniego wpisu i ponad 5 lat pod Osiemnastką.  
Był to czas różnorodny niczym sinusoida, okres składania się i normalizacji, brylowania w wymarzonej pracy (i niestety dość "Orwellowskiej" firmie) i poczucia osamotnienia. Potem nastała pandemia i to poczucie się wzmogło, czułam się sama i samotna, alone and lonely, niczym szampon z odżywką 2w1. 2021 był dość wywrotowy, bo oto pierwszy raz w życiu straciłam pracę i poczułam się niczym dziewczynka z zapałkami z baśni Andersena: bidula bez pracy w drogiej kawalerce (co za deja vu z kwietnia 2018!). Ale jak to mawiam: everything happens for a reason although sometimes we don't understand the reason at the time. I tak spadłam na cztery łapy niczym kot i zostałam profesjonalną catsitterką, czyli kocią opiekunką. W pewnym momencie nawet miałam pójść z tym na całość i założyć własną firmę, ale zamiast tego wstąpiłam w szeregi startupowej korpo i odstawiłam kotki na dalszą półkę.  
 
2022 w ogóle okazał się dość nietypowy i emocjonalny. Oto miałam zmóc się z największym wyzwaniem swojego dorosłego życia a zarazem pojawił się w moim życiu ktoś z pradawnej przeszłości i wszystko wydawało się wjeżdżać na właściwe tory. No właśnie, wyzwanie ogarnęłam, z kolei ten pociąg z przeszłości wykoleił się zanim się na dobre rozpędził. Niestety, 2023 rozpoczął się fatalnie i kolejno z miesiąca na miesiąc coraz to nowe rewelacje wyskakiwały niczym grzyby po deszczu. Tegoroczna wiosna zaobfitowała natłokiem tzw. life admin, udoskonalaniem umiejętności day-to-day living w Wielkiej Brytanii i niekończącym się pisaniu mejli (oraz wydzwanianiu, żeby nie było!). It was a lot. W dodatku pierwszy raz w życiu wylądowałam na kilkutygodniowym L4 i tutaj nawiążę do mojej dewizy "Everything happens for a reason": Zebrałam wszystkie elementy układanki i podjęłam decyzję, która gdzieś tam rodziła się od tylu londyńskich lat. De facto wiem, że była to najlepsza decyzja, jaką podjęłam od wielu lat.  
 
Zostało mi dwa tygodnie w Londynie. Na własne życzenie wyprowadzam się z miasta, które ukształtowało mnie jako dorosłą, zaszło za skórę nie raz i nie dwa, ale ileż mnie te wszystkie przejścia nauczyły! Tu zbudowałam swoją karierę, to tu się x razy zakochałam i x razy komuś serce złamałam, poznałam mnóstwo ludzi i kilka z tych osób zostawiłam w przeszłości. To tutaj dorosłam :) 
 
Grono ludzi wokół przyklaskuje mi i dopinguje w moich zamiarach. Dziś mój sąsiad z naprzeciwka przybił mi piątkę i powiedział, ze też chciałby zacząć kiedyś od zera gdzieś indziej. A to nie jest takie proste przekręcić swoje życie o 180 stopni, zostawić za sobą 13 lat w Londynie i jechać na drugą stronę półkuli w poszukiwaniu nieznanego. Targają mną mieszane emocje, z jednej strony jest ekscytacja wyjazdem do aśramu (tak wiem, brzmi jak najwspanialsze cliché - wyciamkana przez korpo obywatelka kraju rozwiniętego jedzie do Indii... Sama przegrywam to w głowie, śmiejąc się do rozpuku) a z drugiej żmudne pakowanie i narastający smutek, że zostawiam Londyn za sobą i rzucam się w nieznane. Zawsze byłam sentymentalna jeśli chodzi o miejsca i przedmioty, wiec ten proces wywalania rzeczy, pakowania i kompartmentacji mojego życia jakie znam jest zatrważający. Uspokajam się, ze to proces i poddaję się mu. Czasem polecą łzy, ale cytując za moim terapeutą – Emilia, to są dobre łzy. Pobądź z nimi i tym uczuciem.  Więc poddaje się temu procesowi, uśmiechając się przez łzy. Dziękuję Ci Londyn za to, co mi dałeś, jeszcze się spotkamy, na krócej lub na dłużej. 
 

Comments

Post a Comment

Popular posts from this blog

Personal Landmarks: A Map of Trauma in London

ADO starfish

Three weeks into my Panchakarma retreat