Smęt na kwiecień: monotonny babilon
Moja frekwencja
postowania spada na łeb na szyję, a jak już coś powstaje, to
wychodzą z tego smęty o powrocie do Pragi lub o tym jaki ten Londyn
jest do baniasty albo wrzucam stare zdjęcia wygrzebane z
dysku twardego. Chociaż nie, ostatnio byłam na Sycylii, więc
najbliższa seria zdjęć będzie całkiem recent (bo Ponglish
moją zmorą jest).
Do Pragi swoją
drogą wybieram się w maju na tzw. rekonesans, wybadanie gruntu pod
ewentualną przeprowadzkę. O przenosinach myślę po lipcu, po przerobieniu okrągłego roku w biurze a tym samym zdobędę solidną pozycję w CV na
future job w Pradze.
Ostatnio
wyluzowałam z czasem wolnym, już nie staram się wykorzystać czas
po pracy w sposób najbardziej użyteczny, bo i tak jakikolwiek
wysiłek intelektualny wychodzi miernie po 9 godzinnym zblazowaniu
przed komputerem. Tak więc po pracy jest relaks. Pomęczenie kota, filmu, książki - niepotrzebne skreślić. W weekend też jest relaks - wspieram lokalną ekonomię na lokalnym, niezgentryfikowanym
(jeszcze, bo w Londynie to modny temat, patrz Brixton, Hackney i
pewnie inne) markecie lub w lokalnej, niesieciowej cafe
(celowo nie napisałam kawiarni, bo jednak inglisz kafej to nie do
końca to). Monotonnie żyje się.
Comments
Post a Comment