M jak Macierz, W jak Wrocław
Post, który napisałam pierwszej nocy po przyjeździe: Nieoczekiwanie zdecydowałam się na wyjazd do mojej Macierzy. Do Wrocławia znaczy się. A dokładnie na Kleczków, który przywitał mnie swojskim disco polo rozbrzmiewającym już od pierwszych kroków stawianych na znajomej ulicy, gdzie po prawej stronie wystaje paskudna biała plomba wypełniająca powojenną lukę mieszkalną a po lewej ostała się secesyjna kamienica z kwiecistymi ornamentami charakterystycznymi dla początku XX wieku. Na rogu plomby od kilku lat mieści się lumpeks, który kiedyś był warzywniakiem a jeszcze wcześniej spożywczakiem, w którym za dzieciaka zaopatrywałam się w ciasteczka 'BeBe' na pięciominutowych przerwach w szkole. Na drugim rogu również sklep z przedziwną historią, a bramę za nim 'Lewiatan' przed którym zawsze wystają bądź 17 - letnie matki z wózkami, bądź Romowie zamieszkujący Kleczkowską, bądź też mijający się w drzwiach lokalni sztajmesi i sztajmeski. Szczerze współczuję tamtejszym ...