Przed, po i w międzyczasie czyli in the meantime travel

Najpierw był Paryż. Ze swoim ulicznym przepychem, wieczornym zaleganiem na polach marsowych i totalnym poczuciem beztroski. I dużą ilością zdjęć (patrz niżej). All photographs were taken by Chris, check out his website: http://bwyh.wordpress.com/ Potem był Londyn. Dwa dni przenoszenia swoich rzeczy w bezpieczne miejsce, dwa dni niepewności, spania na zaprzyjaźnionym skłocie, i wiem, że po powrocie czeka mnie ostateczne rozwiązanie kwestii mieszkalnej. Jestem w zrelaksowanej i tętniącej życiem Barcelonie. Zalegam na sympatycznym polskim skłocie z ekipą, która żyje z robienia gigantycznych baniek mydlanych i skippingu (lokalnie zwanego ‘recyklingiem’). Przez skłot przewala się mnóstwo ludzi, jeszcze więcej poznaję chodząc na różne akcje i skłoty, co nadaje tempa pobytowi tutaj, i tak np. w piątek nieoczekiwanie wylądowałam o 1 w nocy w domu dopiero co poznanej meksykanki z Teksasu, która katowała mnie winylami typu ‘Schoolgirls’ i opowieściami o koreańskim romansie. A potem pojechała...