Mój tydzień w liczbach to: 7 znalezionych rękawiczek 6 godzin snu na dobę (średnia) 5 dzień z rzędu w tym samym ubraniu 4 godziny snu po wczorajszym karaoke 3 pomadki ochronne do ust znalezione na ulicy 2 metrowy mur, który o dziwo, udało mu się pokonać 1 nieudana próba skłotingu (i nielegalna ewikcja z samego rana) Moja bezdomność zaczyna zakreślać coraz szersze kręgi. I może powinno mnie to martwić, ale jest wręcz na opak, bo im bardziej tracę dach nad głową, im więcej rzeczy wożę wszędzie z sobą w plecaku (grzebień, szczoteczka, pojawił się dezodorant i zapasowe skarpetki), i u czym większej liczby osób nocuję, tym bardziej wzrasta moja mentalna beztroska i wolność. Fajnie mieć własny pokój, ale na chwilę obecną wystarczy mi nikła pewność, że tej nocy mam gdzie spać. Nie potrzebuję stricte swojego legowiska czy swojego roweru, wystarczy, że TU i TERAZ mogę korzystać z powyższych. W ogóle moja chęć posiadania maleje z dnia na dzień, nawet mój notebook jakby bardziej się uspołeczn...