Posts

Showing posts from January, 2011

amster.derstam.

Image
from bunch of photos i took in amster.derstam, chose this one. not that it's raining in london today, nor that i have bad mood. just short reminder about my travels.

Out with the old, in with the new

Mój tydzień w liczbach to: 7 znalezionych rękawiczek 6 godzin snu na dobę (średnia) 5 dzień z rzędu w tym samym ubraniu 4 godziny snu po wczorajszym karaoke 3 pomadki ochronne do ust znalezione na ulicy 2 metrowy mur, który o dziwo, udało mu się pokonać 1 nieudana próba skłotingu (i nielegalna ewikcja z samego rana) Moja bezdomność zaczyna zakreślać coraz szersze kręgi. I może powinno mnie to martwić, ale jest wręcz na opak, bo im bardziej tracę dach nad głową, im więcej rzeczy wożę wszędzie z sobą w plecaku (grzebień, szczoteczka, pojawił się dezodorant i zapasowe skarpetki), i u czym większej liczby osób nocuję, tym bardziej wzrasta moja mentalna beztroska i wolność. Fajnie mieć własny pokój, ale na chwilę obecną wystarczy mi nikła pewność, że tej nocy mam gdzie spać. Nie potrzebuję stricte swojego legowiska czy swojego roweru, wystarczy, że TU i TERAZ mogę korzystać z powyższych. W ogóle moja chęć posiadania maleje z dnia na dzień, nawet mój notebook jakby bardziej się uspołeczn...

a homeless dog in limbo

Jestem bezdomnym psem. Nie żeby słowo 'bezdomny' czy 'pies' miały znaczenie pejoratywne, a wręcz przeciwnie. Psy zawsze ceniłam bardziej niż koty, a swoista bezdomność daje mi nieukrywaną radość i, prozaicznie, poczucie wolności. I chociaż nie wiem jak długo mogę zostać na Dove Row, to jakaś durna nadzieja i poczucie życiowego fuksa (i jeszcze wewnętrznego 'czuja') podpowiadają mi, że zostanę tu na jakiś czas. Co więcej, w pewien sposób jestem zawieszona między dwoma adresami. Oficjalnym i mniej oficjalnym, jeszcze jest ten najoficjalniejszy adres, na który przychodzi moja poczta, ale już dawno zerwałam kontakt z realiami pomieszkiwania na Ealingowym Polaczkowie. Tak więc siedzę z kompem w nie swoim pokoju, gdzie w zasadzie tylko śpię, i gdzie nawet rzeczy swoich nie mam. Jedzenia też mam więcej na biurku w pracy, aniżeli tutaj, w końcu spędzam tam najwięcej godzin w ciągu dnia. Freedom is a state of mind. A przynajmniej mój umysł jest w takim stanie.

O Kozie Nostrze, Eskalatorze i innych paranojach

Image
Ostatnimi czasy Koza Nostra prześladuje mnie niemal wszędzie. Oglądając kolejne części Ojca chrzestnego śledzę poczynania Kozy Nostry. Znajomy ze skłotu skarży się na 'Gout' (czyli podagrę), w wolnym tłumaczeniu po prostu cierpi na Kozę (Nostrę). Na Kozę poniżej natrafiłam w Pradze. Słonecznej, czerwcowej Pradze, gdzie kozy jako takiej może i nie uświadczysz, ale Koza Nostra pojawia się np. na Vršovicach. Koza Nostra. Lomo. Czerwiec. Praha 2010. Z innej beczki. Statystycznie każdy ma swoje paranoje, ja na przykład mam dwie: parasole i ruchome schody. Parasole - bo stanowią poważne zagrożenie na ulicach. Sytuacja: Idziesz ulicą, zaczyna kropić. Coraz intensywniej i intensywniej krople wody atakują przechodniów, więc ci zawzięcie zaczynają wyciągać parasole. I wtedy zaczyna się sieka, ty momentalnie zapominasz o ulewie i skupiasz się nad tym, aby przypadkiem jedna z nasadek drutów, wystających z napiętych parasoli, nie trafiła Cię np. w oko. ...