abolish restaurants?
Jakiś czas temu wpadł mi w ręce biuletyn(wydany nie wiadomo gdzie i nie wiadomo przez kogo)o takim właśnie intrygującym tytule (ang. 'obalić restauracje'). Czytając treść biuletynu nie mogłam się nadziwić stekom bzdur, które się w nim pojawiły. Lekturę tę określiłabym jako stricte nierealistyczną i nad wyrost przesadzoną anarchistycznie. Do czasu. Bo osadzona w nowej roli, tzn. skrobiąc marchewkę i siekając imbir, w myślach skaczę po białych kartkach biuletynu i co rusz przypominają mi się poszczególne akapity. I zaczyna docierać do mnie jak wiele z przeczytanej lektury okazuje się być prawdą. Bo niby fajnie trafiłam: jedna z najlepszych restauracji wegańskich w mieście X, sympatyczni ludzie, menadżerka dająca każdemu szanse, w skrócie jedna z fajniejszych opcji pracy dla wegana/ki. Mimo to w środku czuję się zdegradowana. Pewnie to moje ambicje dobijają się całą siłą do rozsądku. I muszę przyznać, że wygrały. Żadna ze mnie zapalona kucharka nie jest(kto mnie zna, ten wie), ide...