O ganianiu, załatwianiu i Iranie

Wsiadłam na jednym dworcu secesyjnym, wysiadłam na drugim. Z Pragi do Wrocławia. Z topniejącej zimy (stan z wtorku 19/01/10) do mroźnej zimy (-8, 21/01/10, godz. 22.01). Polski sybir 2010. Wyjazdy do Wrocławia nieodzownie kojarzą mi się z załatwianiem mnóstwa spraw, ganianiną po uniwersytecie, dziekanacie, zbieraniu podpisów, pisaniu prac, spotkaniach ze znajomymi i odhaczaniu tego, czego nie mogę zrobić w Pradze, chociażby łazanki w barze mlecznym Miś. Uff... Chyba z konkursu na Blog roku odpadłam w przedbiegach. Nie stało się nic, po prostu dalej będę robić swoje. Poniżej wklejam tekst o Iranie, który do tej pory nie znalazł szczęścia i nie został nigdzie opublikowany. Okraszam tekst zdjęciami. Różnymi. ----------------------------------------------------------- Iran, czyli z czym to się je. Zazwyczaj Iran je się z hijabem, tudzież kwefem z dodatkiem mocno antyamerykańskiej propagandy i kilku ajatollahów w białych turbanach. Nie zapomnij dodać Khomeiniego patrzącego z budynków w Tehe...