O Al Hasnie, panie bałwanie i ryżu krótkoziarnistym
Znalazłam. Wpadłam na nią niemal przypadkiem. Nie przypuszczałam nawet, że ją kiedykolwiek zobaczę w Pradze. Akurat w sercu Europy tak po prostu ją odnajdę. Al Hasneę... Czyli ten właściwy i jedyny powód, dla którego piję kawę. Kawę syryjską. Kawę z kardamonem. Z obfitą dawką kardamonu, sięgającą do 20% zawartości opakowania.
Al Hasnaa uśmiecha się tajemniczo z zielonego opakowania, co chwilę mrugnie okiem, a zaraz potem przechyli czarkę z kawą. Automatycznie nasuwają się wspomnienia z Syrii. Te uśmiechy, zaciekawione spojrzenia rzucane ukradkiem, jedna z kawiarni przy suku Al Hamidiyeh. Sierpniowy ukrop spotęgowany żarem spływającym z nieba. Wrzaski dzieciaków biegających w kółko, kolorowe chusty i kawa. Gorąca, aromatyczna kawa.
Okazuje się, że naprawdę niewiele trzeba, aby dodać magii dniu powszedniemu. Takiemu jak ten chociażby, kiedy cała Praga, od wschodu do zachodu, północy i południa, spowita jest szarawą, zbrudzoną resztką śniegowych oparów. Za oknem ohydna smogowa mgła, krótki mówiąc paskudny, obmierzły wymiot jak okiem sięgnąć.
Magia zatrzymała się na 4 piętrze cytrynowo-limonetkowej kamienicy przy ulicy Nezamyslovej. Okupuje to miejsce już od ponad godziny i tak długo tu pozostanie, jak długo z głośników będzie się sączyć Sigur Ros a lampa będzie przepuszczać w kółko leniwe, wesołe bąble.
Z innej bajki, raczej lodówki w tym przypadku. Alicja podesłała mi prześliczne wprost zdjęcia swojego nowego przyjaciela, którego uratowała jak tylko zaczęła się plucha za oknem. I teraz Pan Bałwanek smacznie leżakuje sobie w zamrażalce czekając na lepsze, zimowe dni. Hi5!

by Alicja.
W zasadzie 'dziś' to dzień odkryć. Kolejnym zjawiskowym objawieniem okazało się niezwykle prozaiczne gotowanie ryżu. Nie mając pod ręką fachowego 'rice cookera' ciężko jest ugotować ryż krótkoziarnisty (inaczej 'ryż kleisty', choć to określenie przywodzi na myśl leguminę) tak, aby poszczególne ziarenka przylegały do siebie a zarazem aby nie unosiły się w kleistej, skrobiowej otoczce. I oczywiście aby ryż nie przywierał do garnka. O dziwo wspomnienia z dzieciństwa wybawiły mnie z ryżowej opresji. Otóż babcia ma w zwyczaju zawijać ugotowany w garnku ryż w ręcznik a następnie wsadzać go pod kołdrę. Dzięki temu ryż nabiera doskonałej konsystencji, krótko mówiąc 'dochodzi'. Ziarenka się lepią, nie powstaje zjawisko skrobiopłynu czy przypalania się garnku.
I dzięki tej prostej babcinej metodzie nauczyłam się dziś coś nowego. Gotować ryż.

Al Hasnaa uśmiecha się tajemniczo z zielonego opakowania, co chwilę mrugnie okiem, a zaraz potem przechyli czarkę z kawą. Automatycznie nasuwają się wspomnienia z Syrii. Te uśmiechy, zaciekawione spojrzenia rzucane ukradkiem, jedna z kawiarni przy suku Al Hamidiyeh. Sierpniowy ukrop spotęgowany żarem spływającym z nieba. Wrzaski dzieciaków biegających w kółko, kolorowe chusty i kawa. Gorąca, aromatyczna kawa.
Okazuje się, że naprawdę niewiele trzeba, aby dodać magii dniu powszedniemu. Takiemu jak ten chociażby, kiedy cała Praga, od wschodu do zachodu, północy i południa, spowita jest szarawą, zbrudzoną resztką śniegowych oparów. Za oknem ohydna smogowa mgła, krótki mówiąc paskudny, obmierzły wymiot jak okiem sięgnąć.
Magia zatrzymała się na 4 piętrze cytrynowo-limonetkowej kamienicy przy ulicy Nezamyslovej. Okupuje to miejsce już od ponad godziny i tak długo tu pozostanie, jak długo z głośników będzie się sączyć Sigur Ros a lampa będzie przepuszczać w kółko leniwe, wesołe bąble.
Z innej bajki, raczej lodówki w tym przypadku. Alicja podesłała mi prześliczne wprost zdjęcia swojego nowego przyjaciela, którego uratowała jak tylko zaczęła się plucha za oknem. I teraz Pan Bałwanek smacznie leżakuje sobie w zamrażalce czekając na lepsze, zimowe dni. Hi5!

by Alicja.
W zasadzie 'dziś' to dzień odkryć. Kolejnym zjawiskowym objawieniem okazało się niezwykle prozaiczne gotowanie ryżu. Nie mając pod ręką fachowego 'rice cookera' ciężko jest ugotować ryż krótkoziarnisty (inaczej 'ryż kleisty', choć to określenie przywodzi na myśl leguminę) tak, aby poszczególne ziarenka przylegały do siebie a zarazem aby nie unosiły się w kleistej, skrobiowej otoczce. I oczywiście aby ryż nie przywierał do garnka. O dziwo wspomnienia z dzieciństwa wybawiły mnie z ryżowej opresji. Otóż babcia ma w zwyczaju zawijać ugotowany w garnku ryż w ręcznik a następnie wsadzać go pod kołdrę. Dzięki temu ryż nabiera doskonałej konsystencji, krótko mówiąc 'dochodzi'. Ziarenka się lepią, nie powstaje zjawisko skrobiopłynu czy przypalania się garnku.
I dzięki tej prostej babcinej metodzie nauczyłam się dziś coś nowego. Gotować ryż.


Wiem, że będzie to przestępstwo i niegodziwy czyn, ale prosze ja musze spróbować jej smaku!
ReplyDeleteBezczelnie napiszę, że proszę, wręcz błagam o dowiezienie do Wrocławia jednego oparkowania.... jednego .. tego cuda!