Życie kontrolerki
Ponownie minęło kilku miesięcy od ostatniego wpisu i TYLE się działo. Wpadłam w wir... pracy (niestety nie wydarzeń, bo moje życie społeczne, a już w ogóle podróżnicze wyparowało). Po spróbowaniu sił w mało stymulującym post roomie i jakże udanym bezrobotnym sierpniu, od września wzięłam się (dosłownie!) do pracy. Oficjalnie dołączyłam do grona KONTROLERÓW* (w polskiej wersji to chyba dyspozytor/-ka, niepotrzebne* skreślić) i już bez żadnego zająknięcia tak się przedstawiam, gdy ktoś pyta czym się zajmuję. W mojej poprzedniej roli nawet nie aspirowałam do tego tytułu, ot kontrolowałam w porze lunchu, rano i wieczorami, brakowało mi jednak pewności siebie i tej kropki nad i. Za to teraz wysyłam mejle z, a jakże, dumną stopką, która zawiera moje imię i nazwisko, nazwę firmę a przede wszystkim tytuł OPERATIONS CONTROLLER tuż pod nazwiskiem. Ha! Po trzech miesiącach próbnych nie tylko nie straciłam pracy, ale co więcej nadal mi się podoba i całkiem jaram się tym, co robię. Jak to określił...