Mój kot to kalekot, bo z królowej podwórka Rysia stała się lokalnym kaleką, kotem indoorowym, który rzadko kiedy wyściubia nos na zewnątrz. W myśl pryncypia 'z kim się zadajesz...', również stałam się kaleką, chociaż w moim przypadku przemiana miała charakter mocno outdoorowy. Żeby się nie rozdrabniać od razu napiszę, że mam pękniętą kość ramienną. Jeszcze rozumiem potrącenie, zajechanie drogi przez taksówkę czy nawet stłuczka z przechodniem, ale żeby tak na prostej drodze przelecieć przez kierownicę a potem jeszcze pozwolić, aby (opierając się na relacji świadków bynajmniej) rower przeleciał nade mną. W dodatku wypadek miał miejsce poza godzinami 'messengerowania', i to w trakcie 'ferii zimowych'. Pozbierałam się jakoś, znajomy zorganizował prowizoryczny temblak z szalika na lewe ramię i zaczęłam pomału szurać w kierunku najbliższego szpitala. Na miejscu poczułam ból, zaaplikowano mi podwójną kodeinę, zrobiono rentgen, ramię co najmniej dwukrotnie zwiększyło s...