Co tu dużo mówić - stałam się biurwą. Wróciłam z Kurierskich Mistrzostw Europy i ugrzęzłam w biurze. Teraz zamiast robić zlecenia, przjmuję je, co wcale nie jest jakimś apgrejdem. Generalnie przez 5 dni w tygodniu jestem 9 godzin na telefonie, co przekłada się na 9 godzin litanii 'Hello 3D, Emi's speaking' i czytania na zmianę Gazety, Dużego Formatu, Wysokich, BBC News (żeby nie było!) na zmianę z formą biurowego zblazowania. Oprócz ogarniania wielu rzeczy na kompie, komentowania artykułów na Gazecie i picia hektolitrów herbaty, jestem przytłoczona angielskimi 'koligs', którzy piją angielską white tea, komentują 'fakin' kunt' po skończonej rozmowie z klientami i w zasadzie dopuszczają li i wyłącznie puszczanie w biurze muzyki brytyjskiej, i dosłownie już rzygam Georgem Michael'em, Whamem, Beatelsami a już w ogóle Queen. Moi współpracownicy w ogóle olśniewają tekstami w stylu 'lejzi foreners', zapodając tego typu złote myśl...